sobota, 5 października 2013

Sąd nad duchownymi dziedzictwa słuchu

Będziemy sądzili także aniołów.
(por. 1 Kor 6,3)
 
Aby ustrzec się od błędu, przyszło nam ludziom sądzić także aniołów, czy są oni aniołami światłości, czy też ciemności – posłańcami Boga, czy posłańcami szatana. Trudno sądzić tych duchownych, których już nie ma na ziemi, ale pozostają po nich świadectwa życia i wypowiedziane słowa. Więc na podstawie pozostałości, jak po śladach, możemy powiedzieć coś o osobie tych duchownych. Ponieważ ja nie jestem tutaj rozstrzygającym sędzią, ani kimś, kto miałby wyrobione zdanie, podam tylko pewne pytania i odpowiedzi, które przyszły mi na myśl (mogące posłużyć jako wszczęcie własnej rozprawy).
  
1.
Zamysł:
wiara –
wola Boga, czy samowola

 
W obecnych Żywotach duchownych z siangsiuńskiego dziedzictwa słuchu częstokroć pojawia się zdanie „Zamysłem tego duchownego było...” i dalej podawany jest zamysł każdego z duchownych. Czy zatem owi duchowni spełniali tylko swoje zamysły? Tak wydaje się wynikać z przytaczanych zdań. Gdy zaś patrzymy na źródło tych zamysłów, odnoszą się one ciągle wstecz do samego początku i Objawiciela Zamysłów, jakim jest Dobrotliwy. To tutejsze dziedzictwo ciągle polega na Pierwszym, który powiedział Objawicielowi Łaski, aby ten pomyślał „o znaczeniu wiecznie niewyrażalnym”. Wszystko więc wynika z Tego Pierwszego – z Kopalni Zamysłów. Przez łaskę obdarza On swoich wiernych różnymi odblaskami swego Piękna. Stąd u poszczególnych osób pojawiają się różne zamysły. Z Światłości Najwyższego rodzą się w duszach szczególne myśli, takie jak „czystość jak niebo”, „nieporuszenie jak przestrzeń”, „stanowczość wolna od wymysłów”, „trwanie w otchłani niesądzenia”, „przejawienie rozkoszy jako siły”, „nieporuszenie jak otchłań”, „zajęcie własnego miejsca w możliwości trzech postaci” i inne. Są to własne zamysły tych osób przez to, że otrzymują je osobiście, ale nie przez to, że należą one do nich. Własność tych zamysłów jest niebiańska – pochodzą z wysoka, od Boga. Rozpoznajemy je jako takie, ponieważ nie ma w nich krzty celu osobistego, żadnej korzyści materialnej. Są niematerialne i czysto duchowe. Nie wynikają więc z samowoli, czy woli własnej, ale z woli Bożej. Oprócz nich ze świadectw dowiadujemy się, że duchowni tego dziedzictwa „dopomagali przechodniom”, co świadczy, że myśleli także o dobru innych, a nie tylko o własnym. Samo pomaganie innym jest znakiem litości i skromności niespotykanym u duchów tego świata. W tym więc duchowni bardziej przypominali aniołów światłości, aniżeli ciemności. 
 
W sprawie pierwszeństwa Dobrotliwego w tworzeniu zamysłów przeczytać można w dziele Rozwiązanie (la zlo ba)1 z księgi Usunięcia określenia wiecznego tronu (ye khri mtha' sel), którego urywki były przełożone już wcześniej.
  
2.
Przygodne doskonałości:
cuda –
okoliczność, czy cel

 
Słyszymy z opowieści, że duchowni z dziedzictwa słuchu potrafili wykonywać różne zadziwiające cuda, jak latanie po niebie, rodzenie kwiatów na ziemi, opowiadanie słowa wężom, nietonięcie w wodzie, spuszczanie deszczu kwiatów, spalanie przewrotnego spojrzenia ogniem zachwytu, przyjmowanie pokarmu od Boga i inne. Czy więc droga tych duchownych polegała na wyćwiczeniu się w jakimś rodzaju sprawności? Raczej wydaje się, że było to ich chlebem powszednim. Nabyte sprawności były wynikiem wierności, pojawiały się jako ozdoba na drodze do ostatecznego celu, którym była świętość. Stąd cuda jakie im towarzyszyły są nazywane przygodnymi doskonałościami, a sama świętość jest doskonałością najwyższą. Te doskonałości były potwierdzeniami ich prawości, a także nagrodą i pociechą za wytrwałość. Pisma nie podają na żadnym miejscu, aby miały one służyć zadziwianiu ludzi, uwodzeniu, czy też były celem samym w sobie. W niektórych żywotach późniejszych duchownych słyszymy o tym, jak szukali oni cudownych mocy dla doczesnych ziemskich celów, ale po wejściu na właściwą drogę zmieniali swoje zapatrywania i poświęcali się ostatecznemu celowi świętości. Takie nawrócenie opisane jest w żywocie słynnego tybetańskiego mędrca Milarepy.
 
3.
Najwyższa doskonałość:
świętość –
jedność z Bogiem, czy pycha

  
Czy rozpuszczenie ciała w świetle nie jest rodzajem pychy? Wydaje się, że duchowny staje się tutaj podobny do nieziemskiego anioła i nieuchwytny dla ludzkiego pojmowania, jak jakiś nadczłowiek. Zwycięzcy, tacy jak Tonpa Sienrab i Budda Siakjamuni odchodzili z ziemi jak zwykli ludzie, kładąc się do snu, a ci duchowni dziedzictwa słuchu, Ich synowie, ulatniają się jak ptaki. Nie jest w ich mocy zostawić ciało, gdyż tak wielki jest ich zachwyt, że nie znajdują sił, aby mieć jakąkolwiek władzę, by zapanować nad niebiańskim pociągiem. To odejście przypomina wniebowstąpienie Jezusa, wniebowzięcie Maryi i tajemniczą śmierć Jana Ewangelisty.2 Jest to nie tylko odejście w niebiańską rozkosz, ale także rozesłanie promieni łaski dla świata – spełnienie świętości objawiające bardziej Boską rzeczywistość duszy, aniżeli ziemską rzeczywistość ciała.
 
4.
Zatrudnianie do służby diabłów:
moc –
chrześcijaństwo, czy satanizm

 
Czysta droga Słowa nie uznaje żadnych więzi z duchami nieczystymi. Tymczasem w obecnych Żywotach duchownych słyszymy, że zatrudniali oni do służby różne siły nieczyste nazywane gwałtownymi bogami, włodarzami, wężami i okrutnikami. Czy była to uległość albo podpisywanie paktu z diabłem? Nie jest powiedziane na czym szczególnie polegało to zatrudnianie, ale można się domyślać, że jeśli duchowni trwali wierni w zamyśle czystym jak niebo, niezachwianym jak otchłań, bezzasadnym, czy równym, to nie było w nich skłonności ulegania siłom nieczystym, chwiejnym, uzasadniającym i nierównym. Również cel zdobycia świętości byłby trudny do spełnienia przez nawiązanie więzi z tymi niespokojnymi duchami. Na tej więc podstawie wydaje się, że to wysługiwanie się diabłem nie było rodzajem uległości, a raczej mocą, opanowaniem i niezwykłym wpływem duchownych na otoczenie.
   W czystości spojrzenia świętego nie ma niczego szkodliwego i nawet z wrogów czyni on swoich przyjaciół. Posiada on również doskonałe panowanie nad namiętnościami, więc ma moc rozkazywać duchom nieczystym i wydawać im polecenia. W ten sposób zmienia on właściwie rzeczywistość tych duchów i robi z nich nieświadome sługi Dobra. Jest to zatem wykorzystanie wszystkich sił na służbę Dobra i działanie czysto chrześcijańskie, które opiera się na błogosławieniu, a nie przeklinaniu. Przypomina to pouczenia Jezusa: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych” (por. Mt 5,44), „bądźcie prości jak gołębice i sprytni jak węże” (por. Mt 10,16), „czyńcie sobie przyjaciół z mamony niesprawiedliwości” (por. Łk 16,9) itp.
   Praca jednak polega na nawiązaniu więzi. Wynika zatem, że duchowny zatrudniając siły nieczyste, nawiązuje z nimi więź opartą na pewnych warunkach pracy. Czy nie grozi to czystości duchownego i nie staje się on przez to splamiony? Nawet jako osoba uczyniona na wzór i podobieństwo Najczystszego Pana, nie ma takiej mocy, aby zupełnie unicestwić ducha nieczystego, ponieważ jako Dobry Pan daje każdemu swobodę. Nie unicestwia więc wroga, ale pozwala mu nawet na przystęp do siebie i wykorzystuje go dla własnych celów. Gdy zły duch jest natrętny, Pan zmiata go jak śmieci i wciska w otchłań. Gdy wydaje się zdatny do pracy, Pan bierze go jak rzecz tego świata, taką jak nóż lub ogień i używa w sposób sprawiedliwy dla wykonania jakiegoś dobra. Pan nie kala się przez to, bo używa tylko czystej mocy w duchu nieczystym.
   Skąd w nieczystym duchu czysta moc (potencjał)? Ciągle jest on bytem stworzonym, więc nie traci wszystkich własności istoty stworzonej i jako taki ma w sobie też zdolności do czynienia dobra, choć nigdy nie jest to jego zamiarem. Duchowny zatem pozostaje nieskalany. Związki z duchami są czysto zawodowe – nie mają nic wspólnego z duszą. Pan mówi do złego ducha: „Wykonasz dla mnie to i to, a ja będę dla ciebie łaskawy i nie strącę cię w otchłań”. Taki rodzaj łaskawości widać także w działaniu Jezusa, kiedy zły duch nazywający siebie Wojskiem prosi Pana, aby go nie wypędzał, ale wpuścił w stado świń. Pan Jezus przystaje na to, ale świnie nie są w stanie wytrzymać z tym duchem i spadają w końcu w topiel morza (por. Mk 5,1-17). 
 
Więcej o rozumieniu diabła w ujęciu buddyjskim napisałem w pracy Diabeł w buddyzmie.
  
  
 
Na zakończenie tych rozważań podam jeszcze do rozmyślania zdania o bałwochwalczych wyznaniach z początku wieków zapisane z widzeń jakie miała bł. Anna Katarzyna Emmerich. Dzięki temu będzie można porównać i zestawić w własnej świadomości to, co czyste i nieczyste. Są to zapisy widzeń i mają one przede wszystkim wartość obrazową – mogą być przydatne do rozmyślania. Nie trzeba tutaj wnikać w prawdziwość zdarzeń, gdyż można je odczytywać jako przenośnię rzeczywistości. Zdania natomiast i nazwanie różnych zachodzących zjawisk pochodzące od autorki należy rozważyć z pomocą łaski Bożej. 
 
   Widziałam, jak potomkowie Kaina stawali się coraz bezbożniejszymi i zmysłowymi. Coraz wyżej wstępowali na ową górę; zaś upadli aniołowie zabrali ze sobą wiele z owych niewiast, panując zupełnie nad nimi i pouczając ich we wszystkich sztukach uwodzenia. Dzieci ich były bardzo wielkie, miały wprawę w rozmaitych rzeczach, posiadały też różne dary i były wyłącznymi narzędziami złych duchów. W ten sposób tak na tej górze jak w całej okolicy powstał zepsuty naród, usiłujący za pomocą gwałtu i uwodzenia także zepsuć potomków Seta. Wtem oznajmił Pan Bóg Noemu, że potopem ukarze świat grzeszny, a Noe budując arkę, niesłychanie od tego ludu cierpieć musiał.
   Widziałam bardzo wiele spraw owych wielkoludów, widziałam ich wielkie kamienie dźwigających z łatwością na górę, widziałam, jak coraz wyżej się wspinali i dzieła podziwu godne spełniali. Biegali po ścianach prostopadłych i drzewach, tak samo, jak to widziałam u innych opętanych. Umieli najdziwaczniejsze wyprawiać rzeczy, ale to wszystko było kuglarstwem i sztucznością, spełnianą za pomocą szatana. Dlatego tak bardzo nienawidzę kuglarzy i wróżek. Potrafili robić obrazy z kamienia i kruszcu, zaś Boga już wcale nie znali, chociaż rozmaitym przedmiotom cześć boską oddawali. Widziałam, jak nagle z pierwszego lepszego kamienia utworzywszy obraz, temu obrazowi cześć oddawali, albo też jakiemu potwornemu zwierzęciu lub innemu niegodziwemu przedmiotowi. Wiedzieli o wszystkim, widzieli wszystko, robili truciznę, trudnili się sztuką czarodziejską i w ogóle wszystkim oddawali się występkom.
   Niewiasty wynalazły muzykę; widziałam jak chodziły, by lepsze pokolenia skusić i występków nauczyć. Widziałam, że nie mieli żadnych domów ani miast, budowali sobie raczej grube, okrągłe wieże z łuszczkowego kamienia, u których dołu mniejsze były zabudowania, prowadzące do wielkich jaskiń, gdzie szkaradne swoje uczynki spełniali. Po dachach tychże zabudowań było chodzić na około, zaś we wieży wchodząc do góry, za pomocą rur w dal patrzeli, lecz nie jakby przez dalekowidz, przeciwnie, wszystko działo się za pomocą sztuki szatańskiej. W ten sposób ujrzawszy inne miejscowości, udawali się tam dotąd, a podbiwszy wszystko, wszystko oswobadzali i robili bezprawnym. Tą wolność zaprowadzali wszędzie. Widziałam, że dzieci ofiarowali i żywcem zakopywali w ziemi. Pan Bóg zniszczył tę górę podczas potopu.
   Henoch, przodek Noego przeciwko nim występował. Bardzo też wiele pisał, a był to człowiek bardzo dobry i Panu Bogu wdzięczny. Na wielu miejscach na polu, gdzie się owoce udawały, budował ołtarze z kamienia, dziękował Panu Bogu, składał ofiary; on też mianowicie zachował religię aż do rodziny Noego. Pan Bóg przeniósł go do raju i spoczywa u bramy wejścia, a z nim jeszcze ktoś inny (Eliasz), skąd przed sądem ostatecznym znowu przyjdzie. Także potomkowie Chama po potopie byli w związku z owymi nieprzyjaznymi duchami, i dlatego też tak wielu opętanych, czarowników a świeckich potężnych i znowu wielkich, dzikich i bezczelnych ludzi. Również Semiramis pochodzi z małżeństwa opętanych; wszystko mogła, tylko zbawioną być nie mogła. Powstali w ten sposób jeszcze inni ludzie, których później poganie uważali za bogów. Pierwsze niewiasty, które dały się złym duchom opanować, wiedziały, co czynią; późniejsze o niczym nie wiedziały, było to im w krew i ciało wrodzone, tak samo jak grzech pierworodny. 
 
(...)
 
Strasznie było wtenczas na świecie. Ludzie popełniali najrozmaitsze występki nawet przeciwko naturze. Każdy kradł co mu się podobało. Pustoszyli sobie wzajemnie i pola, zabierając ze sobą niewiasty i dziewice. Im bardziej rosło plemię Noego, tym bardziej ono się psuło, a nawet Noego okradali i mu się sprzeciwiali. Tych obyczajów najgorszych nie mieli ci ludzie dlatego, że byli nieokrzesani i dzicy, lecz dlatego, że byli zepsuci; żyli bowiem bardzo wygodnie i wszystko mieli uporządkowane. Oddawali się najstraszniejszemu bałwochwalstwu, każdy zrobił sobie bożka z tego, co mu się najbardziej podobało. Za pomocą sztuk szatańskich chcieli uwieść dzieci Noego. W ten sposób upadł Mosoch, syn Jafeta i wnuk Noego, kiedy pracując na polu, napił się soku rośliny odurzającej. Nie było to wino, lecz był to sok pewnej rośliny, której podczas pracy w małej ilości używali, żując także liście i owoce tej rośliny. Mosoch stał się ojcem syna, któremu dano imię Hom.
 
(...)
 
   Wskutek swoich objawień i widzeń Hom starą prawdę przekręcił i fałszywie tłumaczył. Mędrkował i naukom się poświęcał, patrzał na gwiazdy i widywał w objawieniu zeszpecone przez szatana figury prawdy, które, ponieważ były do prawdy podobne, naukę i bałwochwalstwo jego uczyniły matką kacerstwa. Tubal był dobrym człowiekiem. Dlatego sprawy Homa i jego nauka nie podobały mu się, i bardzo go bolało, że jeden z jego synów, ojciec Dżemszyd, był zwolennikiem Homa. Słyszałam, jak się Tubal uskarżał, mówiąc: „moje dzieci nie żyją w zgodzie. Szkoda, że nie pozostałem u Noego”.
   Hom wodę dwóch źródeł wyprowadził z góry, którą zamieszkiwali, na dół, gdzie się w rzekę połączyły, a dalej, po krótkim biegu, w szeroki strumień; widziałam, że przez ten strumień przechodził Hom i jego wielbiciele, opuszczając tę ziemię pod dowództwem Dżemszyda. Homowi wielbiciele jego prawie boską cześć oddawali. Uczył ich, że Bóg mieszka w ogniu. Także wodą zajmował się wiele, zaś przede wszystkim ową rośliną, od której miał imię. Uprawiał ją, a potem jako święte pożywienie i lekarstwo rozdzielał uroczyście, tak, że później z tego powstał obrzęd religijny. Sok czyli papkę z owej rośliny nosił przy sobie w brunatnym naczyniu, jakby w moździerzu. Z równego metalu były haki u namiotów. Sporządzili je ludzie innego plemienia, mieszkającego daleko od nich na górze i ognia do prac swoich używającego. Widziałam ich na górach, z których raz tu, raz tam wybuchał ogień i zdaje mi się, że owo naczynie składało się z wybuchającej razem z ogniem masy metalowej lub kamiennej. Hom nie był żonaty i nie doczekał się wieku podeszłego. Opowiadał wiele wizji, tyczących się jego śmierci, a tak on, jak później Derketo i zwolennicy jego wierzyli. Widziałam jednakże, że straszną zginął śmiercią, że nic z niego nie pozostało, gdyż szatan zabrał go ze sobą. Dlatego wierzyli jego zwolennicy, że, jak Henoch, na miejsce święte przeniesiony został. Ojciec Dżemszyda został przez niego pouczony, pozostawił mu też ducha swego, by jego zajął miejsce.
 
(...)
 
Było wówczas mnóstwo dzikich i okrutnych zwierząt, robiących wielkie spustoszenia. Łowy na nie były tak wspaniałe, jak wyprawy wojenne. Tego, który najdziksze ubijał zwierzęta, czczono jak Boga. Nemrod także ludzi, których podbił, w jedną spędził gromadę. Oddawał się bałwochwalstwu, i czarodziejstwu, był pełen okrucieństwa i miał licznych potomków. Doczekał się mniej więcej 270 lat życia. Był koloru żółtawego, a od pierwszej młodości prowadził życie bardzo dzikie, był narzędziem złego ducha, gwiazdziarstwu bardzo oddany.
   Podług figur i rozmaitych obrazów, jakie widywał w planetach i gwiazdach i z których przyszłe losy tego i owego kraju i ludu przepowiadał, starał się sporządzić podobizny, czyniąc je potem bożkami. Tak np. otrzymali Egipcjanie od niego postać Sfinksa, jako też owe wieloramienne i wielogłowne bożyszcza. Siedemdziesiąt lat zajmował się Nemrod tymi bożyszczami, zaprowadzaniem służby bałwochwalczej i ofiar bałwochwalczych i ustanowieniem kapłanów bałwochwalczych. Za pomocą tej szatańskiej mądrości i siły podbił owe plemiona, które później do budowy wieży zaprowadził. Gdy powstało pomieszanie języków, liczne plemiona się oderwały od niego, a najdziksze pod dowództwem Mesraima poszły do Egiptu, zaś Nemrod, zbudowawszy Babilon, ujarzmił wszystko naokoło i założył państwo Babilońskie. Pomiędzy licznymi jego dziećmi były też Ninus i jako bogini czczona Derketo.
 
(...)
 
W pierwszych czasach takie stany spokojniej i u wielu się pojawiały; później stały się u pojedynczych zupełnie potężnymi. Ci stawali się przewodnikami i bożkami drugich, zaprowadzali też podług widzeń rozmaite bałwochwalstwa, robili też na zewnątrz różne sztuki i wynalazki, dopuszczali się gwałtu, albowiem złego ducha byli pełni. Powstały z tego całe rody, z początku rody panujących i kapłanów pospołu, później tylko rody kapłańskie. W pierwszym czasie widziałam więcej niewiast, aniżeli mężczyzn tego rodzaju, a wszystkie miały równe myśli, równą wiedzę i w równy sposób też działały. Wiele z tego, co się o nich mówi, należy do niedokładnych przedstawień ich ekstatycznych lub magnetycznych zdań o sobie, o ich pochodzeniu i działaniu, a pochodzą te zdania częściowo od nich samych, częściowo od innych, przez szatana opętanych. Także żydzi mieli w Egipcie i różne tajemne sztuki, lecz Mojżesz je wytępił i stał się wieszczem Bożym. U rabinów natomiast pozostało wiele z tego jako rzecz uczonych, później stało się u pojedynczych narodów niskim, nędznym działaniem, a pokutuje jeszcze w czarodziejstwie i jako zabobon. Lecz wszystko z jednego i tego samego wyrosło drzewa zepsucia, z jednego podłego królestwa (piekła). Wszystkie ich obrazy widzę albo zupełnie przy ziemi albo też pod ziemią. Także w magnetyzmie znajduje się pierwiastek tego wszystkiego.
   Owym pierwszym bałwochwalcom bardzo świętą była woda, wszystkie obrządki sprawowali nad wodą, wszystkie też prorokowania i widzenia rozpoczynały się zawsze wpatrywaniem w wodę; wnet mieli osobne, poświęcone stawy do tego. Później te stosunki pozostały stale, także bez pomocy wody miewali swe złe widzenia. Przy tej sposobności widziałam niektóre z ich widzeń, a jest to bardzo dziwaczne; jakoby pod wodą jeszcze raz znajdował się cały świat wraz z wszystkim, co na ziemi jest; wszystko jednakowoż ciemnym, złem okryte jest kołem. Drzewo stoi pod drzewem, góra pod górą, woda pod wodą. Widziałam, że owe czarownice wszystko, wojny, narody, niebezpieczeństwa itd. tak samo jak po dziś dzień widziały, z tą tylko różnicą, że natychmiast wszystko czyniły, co tylko widziały. Więc widziały tak np: tutaj stoi naród, ten możecie ujarzmić, ów napaść, a tam miasto budować. Widziały doskonałych mężów i niewiasty i w jaki sposób tychże podejść miały, słowem, całą służbę szatańską, której się oddawały, widziały naprzód. Tak Derketo np. widziała naprzód, że się rzuci w morze i że w rybę się zamieni, co też uczyniła. Nawet swoje uczynki szkaradne widziała naprzód w wodzie, a potem takowe spełniała.
 
(...)
 
Derketo, jej córka i wnuczka Semiramis doczekały się podług owych czasów bardzo podeszłego wieku. Były to istoty potężne i wielkie, których widok po dziś dzień ogarniałby nas trwogą. Były niezmiernie śmiałe i odważne, a działały z niesłychaną pewnością, zawsze wszystko swoim złym duchem naprzód widząc. Czuły się zupełnie wybranymi i boginiami. Były one zupełnie odnowieniem owych jeszcze bardziej szalejących czarnoksiężników na wysokiej górze, którzy przez potop zginęli.
   Wzruszający to widok, jak sprawiedliwi patriarchowie przez te wszystkie okropności, również liczne mając objawienia Boże, lecz wśród bezustannej walki i cierpień przebijać się musieli i jak zbawienie ukrytymi i ciernistymi drogami wreszcie zstąpiło na ziemię, podczas gdy owym sługom szatańskim na zewnątrz wszystko się udawało i posłusznym było.
 
(…)
 
Nasi dzisiejsi uczeni, piszący o Egipcie są w wielkim błędzie, ponieważ tak wiele u Egipcjan mają za historię, doświadczenie i naukę, chociaż to wszystko polega tylko na fałszywych wizjach i wróżbach z gwiazd, przy czym ludzie tak mogą pozostać głupimi i zezwierzęconymi, jak nimi w rzeczywistości byli Egipcjanie. Lecz uczeni takie natchnienia szatańskie i takie działanie uważają za niemożliwe, więc je odrzucają i uważają Egipcjan za starszych, ponieważ już tak rychło rzeczy tak głębokie i uczone posiadać mieli.
   Widziałam, jak już przy przybyciu Semiramidy do Memfis byli w sprzeczności ze swą chronologią (obliczaniem czasu). Chcąc zawsze uchodzić za naród najstarszy, poprzekręcali czas i rody królów. Wskutek tego prawdziwa rachuba czasu zupełnie im się pomieszała, a ponieważ kilkakrotnie obliczanie swoje zmieniali, przeto prawie nie wiedzieli, jak sobie postępować. Prócz tego każdy błąd starali się uwiecznić za pomocą budowy i napisów, wskutek czego zamieszanie tym trwalszym się stawało. Tak np. przez długi czas wiek przodków i potomków w ten sposób obliczali, jakoby dzień śmierci ojca był zarazem dniem powstania syna. Królowie, którzy bezustannie z kapłanami co do rachuby czasu się sprzeczali, wsuwali przodków, którzy nigdy nie istnieli; także owych czterech, równe imię mających królów, którzy w jednym i tym samym czasie panowali w Tebach, Heliopolis, Memfis i Sais, policzyli jednego za drugim. Widziałam też, że raz liczyli rok na 970 dni, drugi raz znowu liczyli lata jak miesiące. Widziałam też pewnego kapłana, czas obliczającego, przy czym zawsze zamiast 500, 1100 lat wypadało. Widziałam te fałszywe obliczania czasu i działania owych kapłanów podczas nauki o szabacie w Arumie, gdzie Jezus wobec faryzeuszów mówił o powołaniu Abrahama, o swym pobycie w Egipcie, występując przy tym przeciwko egipskiej rachubie czasu. Jezus powiedział faryzeuszom, że obecnie świat 4028 lat stoi; kiedy zaś słyszałam Jezusa to mówiącego, miał sam lat 31.
   Widziałam też wtenczas ludzi, czczących Seta jako Boga bardzo wysoko i podejmujących dalekie, niebezpieczne pielgrzymki do jego mniemanego grobu, o którym sądzili, że się w Arabii znajduje. Zdaje mi się, jakoby niektórzy z tych ludzi jeszcze żyli i jakoby przez kraj turecki, gdzie ich chętnie przepuszczają, do tego grobu pielgrzymowali.

Te wyjątki pochodzą z księgi Żywot i bolesna męka Pana naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Marji wraz z tajemnicami Starego Przymierza.
 
1  Nazwa niezupełnie jasna. Może być też odczytana jako przekroczenie, przejście.
2  „Wziąwszy razu pewnego z sobą kilku duchownych, poszedł z nimi na jedną z gór okolicznych, a stanąwszy u jej szczytu, kazał tam sobie grób wykopać. Skoro go ukończyli, wrzucił do niego płaszcz swój, poczem pożegnawszy się wstąpił do niego, mówiąc: „Bądźże ze mną, Panie Jezu Chryste!” Do uczniów zaś odezwał się: „Pokój wam bracia” i nakazał im odejść. Co gdy oni uczynili i odeszli nieco a obejrzawszy się, ujrzeli grób jego światłością niebieską otoczony. Gdy zaś nazajutrz wrócili, nie zastali w nim ciała św. Jana, tylko jego obuwie. Stało się to w dniu 27 grudnia roku 104 od Narodzenia Pana Jezusa” (Żywoty Świętych Pańskich, wydanie szóste, Mikołów-Warszawa 1910).

5 komentarzy:

  1. Bóg jest osobą. Koncepcje same z siebie nie działają, nie mówią, nie mają woli, ani rozumu. Żywy Duch działa, przemawia, jest wolny i rozumny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piotrek Rangdrol Krajewski: Bóg jest koncepcją w takim samym stopniu jak Dharmadhatu jest koncepcją.
    Jakub Szukalski: "Bóg niczym jest. Ni tu, ni teraz Go nie tyka. Im bardziej chwytasz Go, tym bardziej ci umyka" Anioł Ślązak (1624-1677)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy zajmujesz się samym tylko pojmowaniem, Bóg wydaje się być niczym, bo w swej istocie nigdy nie daje się pojąć. Tak też okazuje się, że nie jest On żadną rzeczą pojętą, ale Osobą, Wielką Tajemnicą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tomu pierwszego „Historii filozofii” Władysława Tatarkiewicza:

    Tales znał sposób mierzenia wysokości piramid i odległości okrętów na morzu; wywołuje to wrażenie, iż był uczonym geometrą. Przepowiedział zaćmienie Słońca na 28 maja 585 r., wprawiając tym w podziw swych rodaków; to znów wywołuje wrażenie, że był uczonym astronomem. Jednakże obliczenia jego były robione sposobem raczej techników niż uczonych: obliczał nie umiejąc poprawnie uzasadnić obliczeń i przepowiadał zjawiska nie znając ich przyczyn. W taki sam sposób postępowano w Egipcie z pomiarami i w Babilonie z przepowiedniami astronomicznymi; stamtąd może Tales przywiózł swe umiejętności. Niepodobna uważać Talesa za twórcę nauk matematycznych i astronomicznych; początek ich przypada na czasy późniejsze. Tales posiadał w tym zakresie umiejętności, a nie wiedzę naukową.
    Czym nauka różni się od umiejętności? Po pierwsze, odosobniona trafna obserwacja i pojedyncze prawdziwe twierdzenia nie stanowią jeszcze nauki; tych i przed Talesem było bez liku; aby stanowiły naukę, muszą być związane z innymi i uporządkowane. Dalej: nie stanowi nauki ogólnikowa świadomość, że rzeczy mają się tak a tak; świadomość ta musi być zanalizowana i wyrażona w postaci twierdzeń przy pomocy pojęć. Wreszcie: nie dość jest coś wiedzieć, lecz trzeba dowieść lub wykazać, że tak jest. Jeszcze przed pierwszym matematykiem widział każdy, kto budował sobie szałas na dwóch równych kijach, że są one tak samo nachylone, ale tego, co widział, nie umiał sformułować pojęciowo w formie twierdzenia o równoramiennych trójkątach, a tym bardziej nie umiał udowodnić tego twierdzenia. A zatem: aby posiadane wiadomości mogły być uznane za naukowe, muszą być uporządkowane, zanalizowane, udowodnione. Bez tego są co najwyżej umiejętnościami, nie nauką. Ogólnie mówiąc, nauka wymaga nie tylko sumienia, lecz i rozumienia.
    Również i cel nauki jest odmienny niż cel umiejętności. Celem nauki są także prawdy interesujące same przez się, podczas gdy w umiejętnościach chodzi tylko o prawdy praktycznie cenne. Umiejętności wytworzyły się dla celów praktycznych i dla tych celów wystarczały. Gdy zaczęto się także interesować prawdami dla nich samych, wtedy powstał nowy cel i sposób ich dochodzenia, cel i sposób naukowy. Tales zajmował się matematyką i astronomią w celach praktycznych i na sposób praktyczny. Ale poza tym, jeśli wierzyć podaniom, próbował dociekać prawdy w dziedzinie, gdzie nie mogło być mowy o praktycznych celach; tą dziedziną była filozofia. Jeśli Tales był uczonym, to jako filozof. I nic by w tym nie było dziwnego, gdyby pierwszą nauką, jaka powstała, była filozofia: ze względu bowiem na ogólność swego przedmiotu miała najmniejsze znaczenie praktyczne, ale była najbardziej pociągająca teoretycznie.

    OdpowiedzUsuń