wtorek, 21 sierpnia 2012

Melodyjna pieśń

Pieśń serca
pełna jest słów
ale żadne ze słów jej nie zakłóca
żadne się nie wyróżnia
żadne nie jest osobiste
wszystkie płyną
w jednym zamyśle

mnóstwo słów
jedno znaczenie
jedna pieśń


Kilka słów o „ja”

   Budda nauczał o braku ja. Jednak w odniesieniu do prawdy względnej, w świecie porozumienia, cały czas używał zaimka osobowego „ja”, podobnie jak wszyscy święci. Bóg Jahwe przez „ja” zwracał się do Izraela. Trenpa Namka i Guru Rinpocze mówili o sobie „ja” i nie wpadali w pułapkę pychy.
   Jeśli jesteś dzieckiem Boga i zwracasz się do Niego „Ojcze”, to On nazywa ciebie „Synu”. Nie musisz się tutaj nazywać, ale gdy zwracasz się do Niewyrażalnego, to On sam ciebie nazywa. Niebo cię namaszcza na Syna. To „ja” nie martwi się o przetrwanie, ono samo się utrzymuje. To jest Słowo Przedwieczne. Myśl-Ojciec namaszcza Słowo-Syna i łączą się nierozerwalnie w Miłości-Duchu Świętym. Stanowią Jedno Życie, ale objawiają się troiście, w Trzech Osobach. Miłość nie jest pustą otchłanią. W wylaniu miłości na inne osoby widać, że ja jestem.
   Jeśli nie słyszysz Ojca jak cię nazywa, to wykonaj jakiś dobry uczynek, a usłyszysz jak ludzie powiedzą ci „dziękuję”. To znaczy, że widzą, że jesteś. Ty nie musisz się nazywać, Oni ciebie nazwą przez Ducha, który da im światło.
   Jeśli całkowicie wypierasz się „ja”, to jest to błędem. Dochodzisz wtedy do nicości bez nadziei. Nikt z ludzi ciebie nie zrozumie. Może dojść również do tego, że wstąpi w ciebie pyszny duch niszczyciela i zaczniesz swoim postępowaniem wyrządzać krzywdę innym.

   Ty nie musisz słyszeć Ojca jak mówi do ciebie „Synu”. Ty możesz nie nazywać Ojca. Możesz nie mieć zdolności mówienia swobodnej wymiany myśli z Wiecznym Duchem. Możesz nie widzieć celu w Troistej Miłości Osób. To nie jest jednak powód, żeby uznawać, że nie ma Tych Osób. Są ludzie ślepi, którzy nie widzą, są tacy, którzy nie słyszą, i tacy, którzy nie mówią – jedni od urodzenia, inni z wyboru. To że nie mają zdolności, nie uprawnia ich do wydawania sądu o całej rzeczywistości. Bo ich postrzeganie rzeczywistości jest zawężone.
   Gdyby przyjąć skrajną myśl zupełnego zaprzeczenia „ja”, przeczyłoby to wszystkiemu, co dotąd zostało powiedziane przez Boga i Jego Głosicieli (a także przez Buddę i Jego Mędrców). Z tą myślą nie dałoby się w ogóle sprawnie żyć i działać. Stałbyś się podobny do rośliny, kamienia albo nierzeczywistego stwora.
   Zauważ, że Życie chce żebyś był żywy. Bóg jest Bogiem Żywych, a nie umarłych. Życie, żeby ci się udzielić, patrzy na ciebie – którędy może do ciebie wejść. Życie uwzględnia ciebie jako osobę, żeby mogło ci się udzielać. Nawet jeśli jesteś zupełnie próżny, to Życie będzie ci się przypatrywało w jakim stopniu jesteś próżny, czy twoja próżność jest rzeczywista. To nie ty będziesz pytał, ale Życie będzie ciebie pytało. Życie oczekuje od ciebie zdania. Gdy anioł Gabriel przybył do Maryi, czekał na Jej zdanie. Powiedziała Ona wtedy „Oto ja, służebnica Pańska”. Bóg przez posłańca uwzględnił Maryję jako osobę – wziął pod uwagę Jej zdanie – uszanował Jej wolność. Bóg także oczekuje Twojego zdania. Dlatego mówi w Apokalipsie (Ap 3,15-16): „Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust”. Rozumiesz? On nie chce niepewniaków, ale w pełni wykształconych ludzi o mocnym zdaniu.
   Nawet jeśli uznajesz zupełny brak „ja” albo chcesz mówić bezosobowo jak Ramana Mahariszi, to Duch będzie przychodził do ciebie raz za razem, aby wypróbować stałość twojej woli i twego postanowienia (zdania). Jeśli twoje postanowienie będzie kruche w podstawach albo jeśli twoje drogi będą kręte, niezgodne z prawdą, to potkniesz się i zgubisz. Będziesz bez Ducha.
   Jak w ogóle chciałbyś rozmawiać z ludźmi, skoro nie uznajesz ludzkich prawd? Budda mówił o dwóch skrzydłach, których ptak potrzebuje do lotu. Są nimi rozumienie prawdy względnej i bezwzględnej. Jeśli nie uznajesz prawd względnych (jako umownych), to nie polecisz.

Groza, groza!
Ja, sam wielki rozum;
ja, stała, zdrowa postać;
ja, najwyższy, płonący gniewny;
ja, nieśmiertelny, bezpieczny od urodzenia...

Słowa z Uczty Iskry Rozumu (ye shes dbal mo tshogs kyi mchod pa), z obyczaju bon, przekład własny z tybetańskiego.

Oho!
Oto słowo – trucizna wielkiego kwasu,
oto balsam – król lekarstw.
Są rozumnym bogiem, gdy rozumiesz.
Są jadem pięciu trucizn, gdy nie rozumiesz.
Są ożywiającym lekarstwem,
a staną się uśmiercającą trucizną.
Wysławiając je, wyrzucam.
Gdy trafiają do boga, staje się uświęcony.
Gdy trafiają do słowa, staje się wykonane.
Gdy trafiają do przeciwnika, obracają w proch i pył.
A więc, przeciwnicy, zmiatajcie gdzieś indziej.

Słowa z Przekazu jednostkowego dzieła Góry Ognia (Me ri gcig sgrub bka' ma), z obyczaju bon, przekład własny z tybetańskiego.


Przerażający obraz Słowa
w postaci Góry Ognia, Meri
(karta ze zbiorów drogiego Jongzina Tenzina Namdaka;
skan własny) 

བསྭོ་བསྭོ་ང་ནི་ཡེ་ཤེས་ཆེན་པོ་ཉིད།
ང་ནི་སྲ་བརྟན་གཡུང་དྲུང་སྐུ།
ང་ནི་འབར་བ་ཁྲོ་བོ་མཆོག
ང་ནི་འཆི་མེད་སྐྱེས་ནས་བཙན།

ཞེས་ཡེ་ཤེས་དབལ་མོ་ཚོགས་ཀྱི་མཆོད་པ་ལས་བྱུང་ངོ


ཨེ་མ་ཧོ།
བོན་འདི་ཧ་ལ་ཆེན་པོའི་དུག
བདུད་རྩི་སྨན་གྱི་རྒྱལ་པོ་འདི།
རྟོགས་ན་ཡེ་ཤེས་ལྷ་ཡིན་ཏེ།
མ་རྟོགས་ཉོན་མོངས་དུག་ལྔའི་དུག
འཚོ་བར་བྱེད་པའི་སྨན་ཡིན་ཏེ།
འཆི་བར་བྱེད་པའི་དུག་ཏུ་འགྱུར།
འདི་དག་སྔགས་ཏེ་གཏོར་བྱས་ནས།
ལྷ་ལ་ཕོག་ན་ཚངས་པར་འགྱུར།
བོན་ལ་ཕོག་ན་འགྲུབ་པར་འགྱུར།
བགེགས་ལ་ཕོག་ན་ཐལ་བར་རྡུལ་དུ་བརླག
དེ་བས་བགེགས་རྣམས་གཞན་དུ་དེངས།

ཞེས་མེ་རི་གཅིག་སྒྲུབ་བཀའ་མའི་ལུགས་ལས་བྱུང་ངོ

Krótko o mistrzu

Mistrz daje uczniowi przykład życia swoją postawą.
Przez wiarę i szacunek do mistrza
otrzymuje się błogosławieństwa i wsparcie na drodze.
 

Mistrz dzieli się z uczniem słowem.
Wskazuje na to, co wartościowe w życiu.
Dzięki temu uczeń jest w stanie odróżnić prawdę od kłamstwa.
 

Mistrz oświeca duszę ucznia.
Swoim nieprzewidywalnym i promienistym działaniem
usuwa mroki w rozumieniu ucznia.

Napisanie na prośbę Bartosza Kazibudzkiego.

Mistrzowie
z dziedzictwa Lwa Mowy
(karta ze zbiorów drogiego Jongzina Tenzina Namdaka;
skan własny)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Dary dla duchów

   Dlaczego w buddyzmie składa się dary duchom przyrody, a nawet duchom demonicznym, takim jak właściciele ziemscy (tyb. sadak – sa bdag), węże (tyb. lu – klu; sanskr. naga) i okrutnicy (tyb. nien – gnyan)? Duchy te uosabiają przecież nieokiełznane i szkodliwe siły. W jaki więc sposób składanie im darów mogłoby być dobrym czynem? Czy nie jest to umacnianie sił zła działających przeciw siłom dobra (i burzących porządek)? 
   Rzeczywiście, składanie takich darów u postronnych widzów wywoływać może wrażenie bałwochwalstwa. Jakie to jednak jest w istocie? Jaka myśl stoi za takim rodzajem działania? Gdy popatrzy się na istotę takiego działania – na powód, który do niego pobudza – widać wyraźnie litość. To litość pobudza do składania daru dla szkodliwego ducha. Nie jest to uległość szkodliwemu duchowi, bo składa się jemu tylko dar zaspokajający, a nie oddaje mu się swej duszy. 
   Chociaż oddaje się dary właścicielom ziemskim, to nie popada się w gnuśność i nie ulega się duchowi właścicieli ziemskich, który jest duchem nieświadomości i gnuśności. Zachowuje się świadomość i rozum, i tylko z litości daje się dar na uspokojenie niespokojnego gnuśnego ducha.
   Chociaż oddaje się dary wężom (albo lubieżnikom), to nie popada się w chciwość i nie ulega się duchowi węży, który jest duchem nieświadomości i chciwości. Zachowuje się świadomość i łaskawość, i tylko z litości daje się dar na uspokojenie niespokojnego chciwego ducha.
   Chociaż oddaje się dary okrutnikom (albo groźnym, strachom), to nie popada się w nienawiść i nie ulega się duchowi okrutników, który jest duchem nieświadomości i nienawiści. Zachowuje się świadomość i miłość, i tylko z litości daje się dar na uspokojenie niespokojnego nienawistnego ducha.
   Nie jest to więc uległość, ani nie jest to też słabość albo jakaś małostkowość. Posiadając moc mądrości, jest się w stanie wyjść ponad namiętności i skłonności, i nie mają one żadnej mocy nad tym, który posłuszny jest mądrości i mądrze postępuje. Zatem mocnego mędrca namiętności, ani jakiekolwiek złe duchy, nie są w stanie ruszyć, bo jest on obrazem Wiecznego, Niezniszczalnego.
   Skąd więc u osób, które idą w ślad za takim mocnym mędrcem, jakim jest sam Budda, rodzi się potrzeba daru dla słabszego i obłudnego ducha? W samym dającym nie ma takiej potrzeby. Wyraźnie pochodzi ona od samego niespokojnego ducha. Jest to więc potrzeba zadośćuczynienia.
   Ale jaka jest łączność między mocnym mędrcem albo jego naśladowcą a słabym duchem i jego naśladowcami? Łączność wynika z tego, że w mocnym mędrcu przez doskonałość miłości jest też chęć pomocy. Widzi on nieświadome i zwodnicze duchy i pragnie uwolnić od nich wszystkie istoty, które dały im się ociemnić i uwieść. Jego dar stanowi więc odkupienie – jest zadośćuczynieniem za zaciągnięte winy. Dar taki nie różni się w swej istocie od tego, jaki złożył Jezus Chrystus na krzyżu, oddając swoje ciało i krew w ręce zawistnych i ociemniałych duchów, które przybrały postać w oszalałym człowieku.

       W swoistym odruchu miłości
       ręka mędrca tryska światłami
       rozjaśniając ciemności świata

       nie ma granic w hojności Dobra
       daje dobrym i złym, by zbawiać

       ręka nie ustaje w dawaniu
       dla wiecznego uspokojenia
       i dla ukazania kochania

Buddyści składający dary dla duchów przyrody i duchów demonicznych uczą się miłości i miłosierdzia dla dusz zagubionych. Doprowadzając dar do doskonałości, stają się rzeczywiście zbawcami
 

Napisałem krótko,
żeby dać upewnienie wątpiącym,
uzasadnienie nierozumiejącym
i odpór prześladującym.

Mądrość

Miska z darem dla węży –
wodą z ziołami i kwiatami.
Składający dar widzi to wszystko
jako pałac wypełniony zbawczymi istotami