Będziemy
sądzili także aniołów.
(por. 1 Kor 6,3)
Aby ustrzec
się od błędu, przyszło nam ludziom sądzić także aniołów, czy
są oni aniołami światłości, czy też ciemności – posłańcami
Boga, czy posłańcami szatana. Trudno sądzić tych duchownych,
których już nie ma na ziemi, ale pozostają po nich świadectwa
życia i wypowiedziane słowa. Więc na podstawie pozostałości, jak
po śladach, możemy powiedzieć coś o osobie tych duchownych.
Ponieważ ja nie jestem tutaj rozstrzygającym sędzią, ani kimś,
kto miałby wyrobione zdanie, podam tylko pewne pytania i odpowiedzi,
które przyszły mi na myśl (mogące posłużyć jako wszczęcie
własnej rozprawy).
1.
Zamysł:
wiara –
wola Boga, czy samowola
W obecnych
Żywotach duchownych z siangsiuńskiego dziedzictwa słuchu
częstokroć pojawia się zdanie „Zamysłem tego duchownego
było...” i dalej podawany jest zamysł każdego z duchownych. Czy
zatem owi duchowni spełniali tylko swoje zamysły? Tak wydaje się
wynikać z przytaczanych zdań. Gdy zaś patrzymy na źródło tych
zamysłów, odnoszą się one ciągle wstecz do samego początku i
Objawiciela Zamysłów, jakim jest Dobrotliwy. To tutejsze
dziedzictwo ciągle polega na Pierwszym, który powiedział
Objawicielowi Łaski, aby ten pomyślał „o znaczeniu wiecznie
niewyrażalnym”. Wszystko więc wynika z Tego Pierwszego – z
Kopalni Zamysłów. Przez łaskę obdarza On swoich wiernych różnymi
odblaskami swego Piękna. Stąd u poszczególnych osób pojawiają
się różne zamysły. Z Światłości Najwyższego rodzą się w
duszach szczególne myśli, takie jak „czystość jak niebo”,
„nieporuszenie jak przestrzeń”, „stanowczość wolna od
wymysłów”, „trwanie w otchłani niesądzenia”,
„przejawienie rozkoszy jako siły”, „nieporuszenie jak
otchłań”, „zajęcie własnego miejsca w możliwości trzech
postaci” i inne. Są to własne zamysły tych osób przez to, że
otrzymują je osobiście, ale nie przez to, że należą one do nich.
Własność tych zamysłów jest niebiańska – pochodzą z wysoka,
od Boga. Rozpoznajemy je jako takie, ponieważ nie ma w nich krzty
celu osobistego, żadnej korzyści materialnej. Są niematerialne i
czysto duchowe. Nie wynikają więc z samowoli, czy woli własnej,
ale z woli Bożej. Oprócz nich ze świadectw dowiadujemy się, że
duchowni tego dziedzictwa „dopomagali przechodniom”, co świadczy,
że myśleli także o dobru innych, a nie tylko o własnym. Samo
pomaganie innym jest znakiem litości i skromności niespotykanym u
duchów tego świata. W tym więc duchowni bardziej przypominali
aniołów światłości, aniżeli ciemności.
W sprawie
pierwszeństwa Dobrotliwego w tworzeniu zamysłów przeczytać można
w dziele Rozwiązanie
(la zlo ba)1
z księgi Usunięcia
określenia wiecznego tronu (ye khri mtha' sel),
którego urywki
były przełożone już wcześniej.
2.
Przygodne doskonałości:
cuda –
okoliczność, czy
cel
Słyszymy z
opowieści, że duchowni z dziedzictwa słuchu potrafili wykonywać
różne zadziwiające cuda, jak latanie po niebie, rodzenie kwiatów
na ziemi, opowiadanie słowa wężom, nietonięcie w wodzie,
spuszczanie deszczu kwiatów, spalanie przewrotnego spojrzenia ogniem
zachwytu, przyjmowanie pokarmu od Boga i inne. Czy więc droga tych
duchownych polegała na wyćwiczeniu się w jakimś rodzaju
sprawności? Raczej wydaje się, że było to ich chlebem powszednim.
Nabyte sprawności były wynikiem wierności, pojawiały się jako
ozdoba na drodze do ostatecznego celu, którym była świętość.
Stąd cuda jakie im towarzyszyły są nazywane przygodnymi
doskonałościami, a sama świętość jest doskonałością
najwyższą. Te doskonałości były potwierdzeniami ich prawości, a
także nagrodą i pociechą za wytrwałość. Pisma nie podają na
żadnym miejscu, aby miały one służyć zadziwianiu ludzi,
uwodzeniu, czy też były celem samym w sobie. W niektórych żywotach
późniejszych duchownych słyszymy o tym, jak szukali oni cudownych
mocy dla doczesnych ziemskich celów, ale po wejściu na właściwą
drogę zmieniali swoje zapatrywania i poświęcali się ostatecznemu
celowi świętości. Takie nawrócenie opisane jest w żywocie
słynnego tybetańskiego mędrca Milarepy.
3.
Najwyższa doskonałość:
świętość –
jedność z
Bogiem, czy pycha
Czy
rozpuszczenie ciała w świetle nie jest rodzajem pychy? Wydaje się,
że duchowny staje się tutaj podobny do nieziemskiego anioła i
nieuchwytny dla ludzkiego pojmowania, jak jakiś nadczłowiek. Zwycięzcy, tacy jak Tonpa Sienrab i Budda Siakjamuni odchodzili z
ziemi jak zwykli ludzie, kładąc się do snu, a ci duchowni
dziedzictwa słuchu, Ich synowie, ulatniają się jak ptaki. Nie jest
w ich mocy zostawić ciało, gdyż tak wielki jest ich zachwyt, że
nie znajdują sił, aby mieć jakąkolwiek władzę, by zapanować nad
niebiańskim pociągiem. To odejście przypomina wniebowstąpienie
Jezusa, wniebowzięcie Maryi i tajemniczą śmierć Jana
Ewangelisty.2
Jest to nie tylko odejście w niebiańską rozkosz, ale
także rozesłanie promieni łaski dla świata – spełnienie
świętości objawiające bardziej Boską rzeczywistość duszy,
aniżeli ziemską rzeczywistość ciała.
4.
Zatrudnianie do służby diabłów:
moc –
chrześcijaństwo,
czy satanizm
Czysta
droga Słowa nie uznaje żadnych więzi z duchami nieczystymi.
Tymczasem w obecnych Żywotach duchownych słyszymy, że
zatrudniali oni do służby różne siły nieczyste nazywane gwałtownymi bogami, włodarzami, wężami i okrutnikami. Czy była
to uległość albo podpisywanie paktu z diabłem? Nie jest
powiedziane na czym szczególnie polegało to zatrudnianie, ale można
się domyślać, że jeśli duchowni trwali wierni w zamyśle czystym
jak niebo, niezachwianym jak otchłań, bezzasadnym, czy równym, to
nie było w nich skłonności ulegania siłom nieczystym, chwiejnym,
uzasadniającym i nierównym. Również cel zdobycia świętości
byłby trudny do spełnienia przez nawiązanie więzi z tymi
niespokojnymi duchami. Na tej więc podstawie wydaje się, że to
wysługiwanie się diabłem nie było rodzajem uległości, a raczej
mocą, opanowaniem i niezwykłym wpływem duchownych na otoczenie.
W
czystości spojrzenia świętego nie ma niczego szkodliwego i nawet z
wrogów czyni on swoich przyjaciół. Posiada on również doskonałe
panowanie nad namiętnościami, więc ma moc rozkazywać duchom
nieczystym i wydawać im polecenia. W ten sposób zmienia on
właściwie rzeczywistość tych duchów i robi z nich nieświadome
sługi Dobra. Jest to zatem wykorzystanie wszystkich sił na służbę
Dobra i działanie czysto chrześcijańskie, które opiera się na
błogosławieniu, a nie przeklinaniu. Przypomina to pouczenia Jezusa:
„Miłujcie nieprzyjaciół waszych” (por. Mt 5,44), „bądźcie
prości jak gołębice i sprytni jak węże” (por. Mt 10,16),
„czyńcie sobie przyjaciół z mamony niesprawiedliwości” (por.
Łk 16,9) itp.
Praca
jednak polega na nawiązaniu więzi. Wynika zatem, że duchowny
zatrudniając siły nieczyste, nawiązuje z nimi więź opartą na
pewnych warunkach pracy. Czy nie grozi to czystości duchownego i nie
staje się on przez to splamiony? Nawet jako osoba uczyniona na wzór
i podobieństwo Najczystszego Pana, nie ma takiej mocy, aby zupełnie
unicestwić ducha nieczystego, ponieważ jako Dobry Pan daje każdemu
swobodę. Nie unicestwia więc wroga, ale pozwala mu nawet na
przystęp do siebie i wykorzystuje go dla własnych celów. Gdy zły
duch jest natrętny, Pan zmiata go jak śmieci i wciska w otchłań.
Gdy wydaje się zdatny do pracy, Pan bierze go jak rzecz tego świata,
taką jak nóż lub ogień i używa w sposób sprawiedliwy dla
wykonania jakiegoś dobra. Pan nie kala się przez to, bo używa
tylko czystej mocy w duchu nieczystym.
Skąd
w nieczystym duchu czysta moc (potencjał)? Ciągle jest on bytem
stworzonym, więc nie traci wszystkich własności istoty stworzonej
i jako taki ma w sobie też zdolności do czynienia dobra, choć
nigdy nie jest to jego zamiarem. Duchowny zatem pozostaje nieskalany.
Związki z duchami są czysto zawodowe – nie mają nic wspólnego z
duszą. Pan mówi do złego ducha: „Wykonasz dla mnie to i to, a ja
będę dla ciebie łaskawy i nie strącę cię w otchłań”. Taki
rodzaj łaskawości widać także w działaniu Jezusa, kiedy zły
duch nazywający siebie Wojskiem prosi Pana, aby go nie wypędzał,
ale wpuścił w stado świń. Pan Jezus przystaje na to, ale świnie
nie są w stanie wytrzymać z tym duchem i spadają w końcu w topiel
morza (por. Mk 5,1-17).
Na
zakończenie tych rozważań podam jeszcze do rozmyślania zdania o
bałwochwalczych wyznaniach z początku wieków zapisane z widzeń
jakie miała bł. Anna Katarzyna Emmerich. Dzięki temu będzie można
porównać i zestawić w własnej świadomości to, co czyste i
nieczyste. Są to zapisy widzeń i mają one przede wszystkim wartość
obrazową – mogą być przydatne do rozmyślania. Nie trzeba tutaj
wnikać w prawdziwość zdarzeń, gdyż można je odczytywać jako
przenośnię rzeczywistości. Zdania natomiast i nazwanie różnych
zachodzących zjawisk pochodzące od autorki należy rozważyć z
pomocą łaski Bożej.
Widziałam,
jak potomkowie Kaina stawali się coraz bezbożniejszymi i
zmysłowymi. Coraz wyżej wstępowali na ową górę; zaś upadli
aniołowie zabrali ze sobą wiele z owych niewiast, panując zupełnie
nad nimi i pouczając ich we wszystkich sztukach uwodzenia. Dzieci
ich były bardzo wielkie, miały wprawę w rozmaitych rzeczach,
posiadały też różne dary i były wyłącznymi narzędziami złych
duchów. W ten sposób tak na tej górze jak w całej okolicy powstał
zepsuty naród, usiłujący za pomocą gwałtu i uwodzenia także
zepsuć potomków Seta. Wtem oznajmił Pan Bóg Noemu, że potopem
ukarze świat grzeszny, a Noe budując arkę, niesłychanie od tego
ludu cierpieć musiał.
Widziałam
bardzo wiele spraw owych wielkoludów, widziałam ich wielkie
kamienie dźwigających z łatwością na górę, widziałam, jak
coraz wyżej się wspinali i dzieła podziwu godne spełniali.
Biegali po ścianach prostopadłych i drzewach, tak samo, jak to
widziałam u innych opętanych. Umieli najdziwaczniejsze wyprawiać
rzeczy, ale to wszystko było kuglarstwem i sztucznością, spełnianą
za pomocą szatana. Dlatego tak bardzo nienawidzę kuglarzy i wróżek.
Potrafili robić obrazy z kamienia i kruszcu, zaś Boga już wcale
nie znali, chociaż rozmaitym przedmiotom cześć boską oddawali.
Widziałam, jak nagle z pierwszego lepszego kamienia utworzywszy
obraz, temu obrazowi cześć oddawali, albo też jakiemu potwornemu
zwierzęciu lub innemu niegodziwemu przedmiotowi. Wiedzieli o
wszystkim, widzieli wszystko, robili truciznę, trudnili się sztuką
czarodziejską i w ogóle wszystkim oddawali się występkom.
Niewiasty
wynalazły muzykę; widziałam jak chodziły, by lepsze pokolenia
skusić i występków nauczyć. Widziałam, że nie mieli żadnych
domów ani miast, budowali sobie raczej grube, okrągłe wieże z
łuszczkowego kamienia, u których dołu mniejsze były zabudowania,
prowadzące do wielkich jaskiń, gdzie szkaradne swoje uczynki
spełniali. Po dachach tychże zabudowań było chodzić na około,
zaś we wieży wchodząc do góry, za pomocą rur w dal patrzeli,
lecz nie jakby przez dalekowidz, przeciwnie, wszystko działo się za
pomocą sztuki szatańskiej. W ten sposób ujrzawszy inne
miejscowości, udawali się tam dotąd, a podbiwszy wszystko,
wszystko oswobadzali i robili bezprawnym. Tą wolność zaprowadzali
wszędzie. Widziałam, że dzieci ofiarowali i żywcem zakopywali w
ziemi. Pan Bóg zniszczył tę górę podczas potopu.
Henoch,
przodek Noego przeciwko nim występował. Bardzo też wiele pisał, a
był to człowiek bardzo dobry i Panu Bogu wdzięczny. Na wielu
miejscach na polu, gdzie się owoce udawały, budował ołtarze z
kamienia, dziękował Panu Bogu, składał ofiary; on też mianowicie
zachował religię aż do rodziny Noego. Pan Bóg przeniósł go do
raju i spoczywa u bramy wejścia, a z nim jeszcze ktoś inny
(Eliasz), skąd przed sądem ostatecznym znowu przyjdzie. Także
potomkowie Chama po potopie byli w związku z owymi nieprzyjaznymi
duchami, i dlatego też tak wielu opętanych, czarowników a
świeckich potężnych i znowu wielkich, dzikich i bezczelnych ludzi.
Również Semiramis pochodzi z małżeństwa opętanych; wszystko
mogła, tylko zbawioną być nie mogła. Powstali w ten sposób
jeszcze inni ludzie, których później poganie uważali za bogów.
Pierwsze niewiasty, które dały się złym duchom opanować,
wiedziały, co czynią; późniejsze o niczym nie wiedziały, było
to im w krew i ciało wrodzone, tak samo jak grzech pierworodny.
(...)
Strasznie
było wtenczas na świecie. Ludzie popełniali najrozmaitsze występki
nawet przeciwko naturze. Każdy kradł co mu się podobało.
Pustoszyli sobie wzajemnie i pola, zabierając ze sobą niewiasty i
dziewice. Im bardziej rosło plemię Noego, tym bardziej ono się
psuło, a nawet Noego okradali i mu się sprzeciwiali. Tych obyczajów
najgorszych nie mieli ci ludzie dlatego, że byli nieokrzesani i
dzicy, lecz dlatego, że byli zepsuci; żyli bowiem bardzo wygodnie i
wszystko mieli uporządkowane. Oddawali się najstraszniejszemu
bałwochwalstwu, każdy zrobił sobie bożka z tego, co mu się
najbardziej podobało. Za pomocą sztuk szatańskich chcieli uwieść
dzieci Noego. W ten sposób upadł Mosoch, syn Jafeta i wnuk Noego,
kiedy pracując na polu, napił się soku rośliny odurzającej. Nie
było to wino, lecz był to sok pewnej rośliny, której podczas
pracy w małej ilości używali, żując także liście i owoce tej
rośliny. Mosoch stał się ojcem syna, któremu dano imię Hom.
(...)
Wskutek
swoich objawień i widzeń Hom starą prawdę przekręcił i
fałszywie tłumaczył. Mędrkował i naukom się poświęcał,
patrzał na gwiazdy i widywał w objawieniu zeszpecone przez szatana
figury prawdy, które, ponieważ były do prawdy podobne, naukę i
bałwochwalstwo jego uczyniły matką kacerstwa. Tubal był dobrym
człowiekiem. Dlatego sprawy Homa i jego nauka nie podobały mu się,
i bardzo go bolało, że jeden z jego synów, ojciec Dżemszyd, był
zwolennikiem Homa. Słyszałam, jak się Tubal uskarżał, mówiąc:
„moje dzieci nie żyją w zgodzie. Szkoda, że nie pozostałem u
Noego”.
Hom
wodę dwóch źródeł wyprowadził z góry, którą zamieszkiwali,
na dół, gdzie się w rzekę połączyły, a dalej, po krótkim
biegu, w szeroki strumień; widziałam, że przez ten strumień
przechodził Hom i jego wielbiciele, opuszczając tę ziemię pod
dowództwem Dżemszyda. Homowi wielbiciele jego prawie boską cześć
oddawali. Uczył ich, że Bóg mieszka w ogniu. Także wodą zajmował
się wiele, zaś przede wszystkim ową rośliną, od której miał
imię. Uprawiał ją, a potem jako święte pożywienie i lekarstwo
rozdzielał uroczyście, tak, że później z tego powstał obrzęd
religijny. Sok czyli papkę z owej rośliny nosił przy sobie w
brunatnym naczyniu, jakby w moździerzu. Z równego metalu były haki
u namiotów. Sporządzili je ludzie innego plemienia, mieszkającego
daleko od nich na górze i ognia do prac swoich używającego.
Widziałam ich na górach, z których raz tu, raz tam wybuchał ogień
i zdaje mi się, że owo naczynie składało się z wybuchającej
razem z ogniem masy metalowej lub kamiennej. Hom nie był żonaty i
nie doczekał się wieku podeszłego. Opowiadał wiele wizji,
tyczących się jego śmierci, a tak on, jak później Derketo i
zwolennicy jego wierzyli. Widziałam jednakże, że straszną zginął
śmiercią, że nic z niego nie pozostało, gdyż szatan zabrał go
ze sobą. Dlatego wierzyli jego zwolennicy, że, jak Henoch, na
miejsce święte przeniesiony został. Ojciec Dżemszyda został
przez niego pouczony, pozostawił mu też ducha swego, by jego zajął
miejsce.
(...)
Było
wówczas mnóstwo dzikich i okrutnych zwierząt, robiących wielkie
spustoszenia. Łowy na nie były tak wspaniałe, jak wyprawy wojenne.
Tego, który najdziksze ubijał zwierzęta, czczono jak Boga. Nemrod
także ludzi, których podbił, w jedną spędził gromadę. Oddawał
się bałwochwalstwu, i czarodziejstwu, był pełen okrucieństwa i
miał licznych potomków. Doczekał się mniej więcej 270 lat życia.
Był koloru żółtawego, a od pierwszej młodości prowadził życie
bardzo dzikie, był narzędziem złego ducha, gwiazdziarstwu bardzo
oddany.
Podług
figur i rozmaitych obrazów, jakie widywał w planetach i gwiazdach i
z których przyszłe losy tego i owego kraju i ludu przepowiadał,
starał się sporządzić podobizny, czyniąc je potem bożkami. Tak
np. otrzymali Egipcjanie od niego postać Sfinksa, jako też owe
wieloramienne i wielogłowne bożyszcza. Siedemdziesiąt lat zajmował
się Nemrod tymi bożyszczami, zaprowadzaniem służby bałwochwalczej
i ofiar bałwochwalczych i ustanowieniem kapłanów bałwochwalczych.
Za pomocą tej szatańskiej mądrości i siły podbił owe plemiona,
które później do budowy wieży zaprowadził. Gdy powstało
pomieszanie języków, liczne plemiona się oderwały od niego, a
najdziksze pod dowództwem Mesraima poszły do Egiptu, zaś Nemrod,
zbudowawszy Babilon, ujarzmił wszystko naokoło i założył państwo
Babilońskie. Pomiędzy licznymi jego dziećmi były też Ninus i
jako bogini czczona Derketo.
(...)
W
pierwszych czasach takie stany spokojniej i u wielu się pojawiały;
później stały się u pojedynczych zupełnie potężnymi. Ci
stawali się przewodnikami i bożkami drugich, zaprowadzali też
podług widzeń rozmaite bałwochwalstwa, robili też na zewnątrz
różne sztuki i wynalazki, dopuszczali się gwałtu, albowiem złego
ducha byli pełni. Powstały z tego całe rody, z początku rody
panujących i kapłanów pospołu, później tylko rody kapłańskie.
W pierwszym czasie widziałam więcej niewiast, aniżeli mężczyzn
tego rodzaju, a wszystkie miały równe myśli, równą wiedzę i w
równy sposób też działały. Wiele z tego, co się o nich mówi,
należy do niedokładnych przedstawień ich ekstatycznych lub
magnetycznych zdań o sobie, o ich pochodzeniu i działaniu, a
pochodzą te zdania częściowo od nich samych, częściowo od
innych, przez szatana opętanych. Także żydzi mieli w Egipcie i
różne tajemne sztuki, lecz Mojżesz je wytępił i stał się
wieszczem Bożym. U rabinów natomiast pozostało wiele z tego jako
rzecz uczonych, później stało się u pojedynczych narodów niskim,
nędznym działaniem, a pokutuje jeszcze w czarodziejstwie i jako
zabobon. Lecz wszystko z jednego i tego samego wyrosło drzewa
zepsucia, z jednego podłego królestwa (piekła). Wszystkie ich
obrazy widzę albo zupełnie przy ziemi albo też pod ziemią. Także
w magnetyzmie znajduje się pierwiastek tego wszystkiego.
Owym
pierwszym bałwochwalcom bardzo świętą była woda, wszystkie
obrządki sprawowali nad wodą, wszystkie też prorokowania i
widzenia rozpoczynały się zawsze wpatrywaniem w wodę; wnet mieli
osobne, poświęcone stawy do tego. Później te stosunki pozostały
stale, także bez pomocy wody miewali swe złe widzenia. Przy tej
sposobności widziałam niektóre z ich widzeń, a jest to bardzo
dziwaczne; jakoby pod wodą jeszcze raz znajdował się cały świat
wraz z wszystkim, co na ziemi jest; wszystko jednakowoż ciemnym,
złem okryte jest kołem. Drzewo stoi pod drzewem, góra pod górą,
woda pod wodą. Widziałam, że owe czarownice wszystko, wojny,
narody, niebezpieczeństwa itd. tak samo jak po dziś dzień
widziały, z tą tylko różnicą, że natychmiast wszystko czyniły,
co tylko widziały. Więc widziały tak np: tutaj stoi naród, ten
możecie ujarzmić, ów napaść, a tam miasto budować. Widziały
doskonałych mężów i niewiasty i w jaki sposób tychże podejść
miały, słowem, całą służbę szatańską, której się oddawały,
widziały naprzód. Tak Derketo np. widziała naprzód, że się
rzuci w morze i że w rybę się zamieni, co też uczyniła. Nawet
swoje uczynki szkaradne widziała naprzód w wodzie, a potem takowe
spełniała.
(...)
Derketo,
jej córka i wnuczka Semiramis doczekały się podług owych czasów
bardzo podeszłego wieku. Były to istoty potężne i wielkie,
których widok po dziś dzień ogarniałby nas trwogą. Były
niezmiernie śmiałe i odważne, a działały z niesłychaną
pewnością, zawsze wszystko swoim złym duchem naprzód widząc.
Czuły się zupełnie wybranymi i boginiami. Były one zupełnie
odnowieniem owych jeszcze bardziej szalejących czarnoksiężników
na wysokiej górze, którzy przez potop zginęli.
Wzruszający
to widok, jak sprawiedliwi patriarchowie przez te wszystkie
okropności, również liczne mając objawienia Boże, lecz wśród
bezustannej walki i cierpień przebijać się musieli i jak zbawienie
ukrytymi i ciernistymi drogami wreszcie zstąpiło na ziemię,
podczas gdy owym sługom szatańskim na zewnątrz wszystko się
udawało i posłusznym było.
(…)
Nasi
dzisiejsi uczeni, piszący o Egipcie są w wielkim błędzie,
ponieważ tak wiele u Egipcjan mają za historię, doświadczenie i
naukę, chociaż to wszystko polega tylko na fałszywych wizjach i
wróżbach z gwiazd, przy czym ludzie tak mogą pozostać głupimi i
zezwierzęconymi, jak nimi w rzeczywistości byli Egipcjanie. Lecz
uczeni takie natchnienia szatańskie i takie działanie uważają za
niemożliwe, więc je odrzucają i uważają Egipcjan za starszych,
ponieważ już tak rychło rzeczy tak głębokie i uczone posiadać
mieli.
Widziałam,
jak już przy przybyciu Semiramidy do Memfis byli w sprzeczności ze
swą chronologią (obliczaniem czasu). Chcąc zawsze uchodzić za
naród najstarszy, poprzekręcali czas i rody królów. Wskutek tego
prawdziwa rachuba czasu zupełnie im się pomieszała, a ponieważ
kilkakrotnie obliczanie swoje zmieniali, przeto prawie nie wiedzieli,
jak sobie postępować. Prócz tego każdy błąd starali się
uwiecznić za pomocą budowy i napisów, wskutek czego zamieszanie
tym trwalszym się stawało. Tak np. przez długi czas wiek przodków
i potomków w ten sposób obliczali, jakoby dzień śmierci ojca był
zarazem dniem powstania syna. Królowie, którzy bezustannie z
kapłanami co do rachuby czasu się sprzeczali, wsuwali przodków,
którzy nigdy nie istnieli; także owych czterech, równe imię
mających królów, którzy w jednym i tym samym czasie panowali w
Tebach, Heliopolis, Memfis i Sais, policzyli jednego za drugim.
Widziałam też, że raz liczyli rok na 970 dni, drugi raz znowu
liczyli lata jak miesiące. Widziałam też pewnego kapłana, czas
obliczającego, przy czym zawsze zamiast 500, 1100 lat wypadało.
Widziałam te fałszywe obliczania czasu i działania owych kapłanów
podczas nauki o szabacie w Arumie, gdzie Jezus wobec faryzeuszów
mówił o powołaniu Abrahama, o swym pobycie w Egipcie, występując
przy tym przeciwko egipskiej rachubie czasu. Jezus powiedział
faryzeuszom, że obecnie świat 4028 lat stoi; kiedy zaś słyszałam
Jezusa to mówiącego, miał sam lat 31.
Widziałam
też wtenczas ludzi, czczących Seta jako Boga bardzo wysoko i
podejmujących dalekie, niebezpieczne pielgrzymki do jego mniemanego
grobu, o którym sądzili, że się w Arabii znajduje. Zdaje mi się,
jakoby niektórzy z tych ludzi jeszcze żyli i jakoby przez kraj
turecki, gdzie ich chętnie przepuszczają, do tego grobu
pielgrzymowali.
Te wyjątki
pochodzą z księgi Żywot i bolesna męka Pana naszego Jezusa
Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Marji wraz z tajemnicami
Starego Przymierza.