W
dziejach świata, w wielu różnych krajach i wiekach, słyszy się o
dobru i złu, a także o dobrych i złych duchach toczących ze sobą
nieustanną walkę. W Polsce szerokie spojrzenie na rzeczywistość
złego ducha zwanego diabłem daje nam Kościół Katolicki, który
podaje także sposoby na jego zwalczanie. Ponieważ ten diabeł jest
duchem kłamstwa, najlepszym sposobem na jego zwalczenie jest prawda.
Dlatego Pan Jezus mówił: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”
(J 8,32). Tą prawdą jest sam Jezus Chrystus, który przez swe
poświęcenie pokazał, że rzeczywiście jest drogą, prawdą i
życiem. Spotykamy się jednak z tym, że chrześcijanie, którzy
mieli iść za tą prawdą, niesłusznie oskarżają ludzi innych
wyznań o satanizm albo spółkowanie ze złym duchem, pochopnie i
lekkomyślnie nazywając szatańskim wszystko, co obce i nieznajome.
Często nie dociekają oni prawdy, ale ulegają mylnym,
powierzchownym osądom i zdaniom. Tak więc zdarza się, że według
tych chrześcijan nawet Budda jest szatanem, a buddyzm rodzajem
satanizmu albo okultyzmu. Ze względu na te różne zarzuty napiszę
krótko o rzeczywistości diabła widzianej oczami buddyzmu.
Budda jako
postać dziejowa jawi nam się jako nadzwyczajny święty obdarzony
wszechwiedzą i potrafiący zaradzić wszelkim ludzkim troskom. W
żywocie Buddy Siakjamuniego słyszymy o tym, jak będąc jeszcze
młody, opuścił on pałac i udał się na surową pokutę w
poszukiwaniu oświecenia. Tam został wystawiony na różne pokusy i
nagabywanie diabła. Ten zły duch, zwany po indyjsku marą,
nachodził go, pokazując różne złudzenia, które miały odwieść
Buddę od jego duchowego ćwiczenia. Diabeł więc pokazywał mu się
w postaci różnych ponętnych zjawisk, a w końcu natarł na niego
szturmem jako przerażające zastępy wojsk. Budda jednak pozostał
niewzruszony w swym zamyśleniu i rozpoznał wszystko jako przemyślną
sztuczkę. Po pokonaniu demona niezachwianym spokojem, rzeczywiście
się uświęcił i wówczas wyruszył, aby głosić słowo i
prowadzić proste i uczciwe życie. Tak stał się znany jako
Zwycięzca. W
życiu Buddy nie widać niczego, co skłaniałoby do kojarzenia go z
diabłem, czy szatanem. Jest on osobą powściągliwą, stroniącą
od namiętności i wygód, a do tego niezwykle mądrą, potrafiącą
dać dokładne wyjaśnienie prawdy. Nie ma w nim również żadnej
pychy, która mogłaby wskazywać na jakąś zależność od złego
ducha. Budda jest niezwykle skromny i prostolinijny.
Zarzuca
się czasami, że świątynie buddyjskie obfitują w znaki węży i
demonicznych istot, i to miałoby stanowić o zależności buddyzmu
od złego ducha – o pewnym satanizmie albo okultyzmie. W tym
przypadku trzeba się dobrze przypatrzyć jakie jest stanowisko owych
węży i istot demonicznych – jak odnoszą się do nich wyznawcy
buddyzmu. Sama obecność tych stworów w dziełach sztuki i
miejscach świętych nie oznacza, że są one przedmiotem czci.
Również na kościołach chrześcijańskich spotkać można różne
obrazy węży, smoków i nieziemskich bestii, ale to nie oznacza
wcale, że chrześcijanie są ich czcicielami. Sam obraz Jezusa
wiszącego na krzyżu mógłby być zastanawiający dla postronnego
przechodnia nieznającego wiary chrześcijańskiej. Mogłoby się
wydawać, że chrześcijanie są czcicielami śmierci albo zabójstwa,
bo oddają cześć jakiemuś skazańcowi na krzyżu. Znając jednak
wiarę chrześcijańską, dobrze wiemy, że Ten Skazany na Krzyżu
jest obrazem życia i zmartwychwstania wbrew pozorom nędznej
śmierci.
Patrząc
więc na świątynie buddyjskie ze znakami węży i istot
demonicznych, powinniśmy dobrze się zastanowić, jakie jest ich
istotne znaczenie i jak sami wyznawcy buddyzmu spoglądają na te
wyobrażenia. Nie jest słusznym sądzić po samych tylko pozorach.
Według opowieści Budda okiełznał wszystkie złe duchy razem z ich
wodzem, tak że stały mu się one poddane. Dlatego nieraz Budda
przedstawiany jest jako chroniony przez węża-kobrę albo siedzący
na tronie z dzikich zwierząt. Czasami bramy świątyń buddyjskich
są strzeżone przez jakieś przerażające potwory (w postaci
posągów lub malowideł), a słupy świątyń bywają okalane
wężami. Obecność tych wszystkich złych duchów w sztuce nie
oznacza ani poddania się złym mocom, ani też wysługiwania się
nimi. Oznacza to raczej obrócenie zła na dobro, okiełznanie złej
mocy i przeistoczenie jej w siłę dobra.
Nie
jest też tak, że poszukuje się tej złej mocy i wchodzi się z nią
w jakieś ugody albo związki. Zwyczajnie przez moc rozumienia dobra
niszczy się zło w sobie i w ten sposób wszelkie zło zostaje
odmienione. Demony nie są już więcej szkodliwe, bo w wierzącym
zamknięte zostają drzwi na wejście pokusy i słabości. Przez to,
że demony nie są więcej szkodliwe, stają się pomocą. Ale nie
jest to rodzaj pomocy służalczej.
W
buddyzmie nie szuka się pomocy demonów, ani nie tworzy się z nimi
żadnych ugód. Wierzący sam albo z mocą łaski pokonuje demony i
ma nad nimi władzę. Władza ta przejawia się w tym, że demony nie
mają już więcej mocy nad wierzącym, ale są mu poddane. Jednak
nie stają się one ani doradcami, ani towarzyszami w drodze. Zajmują
miejsce najniższe, zaraz pod stopami świętego. Są zgniecione i
zmiażdżone. Będąc zgniecionymi, nie mają głosu. Jeśli
przychodzą do świętego i chcą służyć dobrej sprawie, wtedy
spełniają zadanie posłańców. Ale nawet w tej roli są one
wyznaczane tylko do zadań doczesnych, a nigdy nie mają znaczenia w
sprawach wagi duchowej. Ich miejsce jest więc poślednie – nie
kształtują one w żaden sposób obrazu nauki. Przypominają błoto,
które może posłużyć do zbudowania świątyni albo utworzenia
świętego posągu.
To
dotyczy wstępu – o diable w życiu Buddy i diabłach obecnych w
sztuce buddyjskiej.
Św.
Małgorzata ze smokiem,
sztuka
chrześcijańska
(Muelhausener)
Następnie,
aby opowiedzieć o znaczeniu diabła w rozumieniu duchowym,
odniesiemy się do przekazu obrządku bon, który jest spójny i
zgodny z tym, co przekazuje sam buddyzm.1
Nauczyciel
bonu, Tonpa Sienrab, tak jak Budda,
przeszedł zwycięsko przez walkę ze złym duchem i nauczał o
tym, jak go pokonać i nie ulegać jego wpływom. W swoich
przykazaniach Sienrab wyliczył mnóstwo rodzajów różnych
demonów, ale przede wszystkim wskazywał na zagrożenie ze strony
nieświadomości i namiętności, i to w nich upatrywał największych
wrogów świętości. Powiedział On: „Zajmowanie się własną
osobą jest obłudnikiem (tzn. demonem)”;2
a także: „Skąd
na początku wzięli się obłudnicy? Pojawili się za sprawą
nieświadomości i niezrozumienia”.3
„Namaszczony
jest bezbłędny, a obłudnik błędny, działa przewrotnie”.4
Tutaj
opowiemy o rozumieniu diabła na podstawie przykazań o duchu
obłudnika albo kusiciela (tyb. bdud, sanskr. mara), jakie dał Tonpa Sienrab swoim uczniom.5
Nauczyciel
wyróżnił pięć rodzajów obłudników: (1) obłudnik
(powszechnej) namiętności, (2) obłudnik przybrania ustroju, (3)
obłudnik zabezpieczenia się przed losem śmiertelnika, (4)
obłudnik wizerunku złudzenia i błędu, (5) obłudnik dziecka
Boga.6
Diabeł działa więc przez (1) namiętność. Sienrab nazywa tego diabła (1) obłudnikiem rzeki chciwości, (2) obłudnikiem płomienia nienawiści, (3) obłudnikiem gęstego mroku gnuśności, (4) obłudnikiem skalistej góry pychy i (5) obłudnikiem wichury zazdrości.
Diabeł działa więc przez (1) namiętność. Sienrab nazywa tego diabła (1) obłudnikiem rzeki chciwości, (2) obłudnikiem płomienia nienawiści, (3) obłudnikiem gęstego mroku gnuśności, (4) obłudnikiem skalistej góry pychy i (5) obłudnikiem wichury zazdrości.
Zmysłowość,
czyli kierowanie się zewnętrznymi pobudkami, jest
niebezpieczeństwem. Siła żywiołów występująca w nadmiarze
stanowi zagrożenie dla życia. Podobnie namiętności są
zagrożeniem dla osobistej świętości. Święty (Budda) jest znany
jako ten, który panuje nad namiętnościami.
Diabeł
działa także przez (2) przybranie ustroju (organizmu, powłoki cielesnej). To oznacza utożsamienie
się z tym, co rozumiane jest jako pięć ustrojów, a więc
utożsamienie się z obrazem, wrażeniem, współczuciem, współpracą i czuciem. Jest to pojmowanie własnej osoby i rzeczywisty pęd do splamionego ustroju.
Myślenie
o sobie, zajmowanie się sobą, zapatrzenie we własny wygląd,
uleganie własnemu wrażeniu, współczuciu, współpracy i czuciu – pęd ku temu wszystkiemu i utożsamianie się z tym jest błędne
i zgubne. Święty nie myśli o sobie, ale w istotnym ujęciu prawdy,
patrzy na wieczny pożytek i szuka sposobów pomocy dla wszystkich. Diabeł
działa także przez (3) ochronę przed losem śmiertelnika.
Wcześniejszy i późniejszy los przez okoliczności
zatrzymują tętno i osłabiają życie. Myślenie o uchronieniu się
przed losem śmiertelnika jest obłudnikiem.
Wiadomo,
że to, co się narodziło musi umrzeć. Uleganie złudzeniu, że
uniknie się śmierci jest rodzajem diabelskiej pokusy. Także strach
przed chorobami, które mogłyby sprowadzać śmierć jest rodzajem
obłudnika. Święty nie lęka się śmierci, ponieważ przekroczył
ją i znalazł odpoczynek w wiecznej szczęśliwości. Diabeł działa przez
(4) wizerunek złudzenia i błędu. Pięć przyjemności, takich jak
obrazy, dźwięki, wonie, smaki i dotyki, to złudzenia. Lgnięcie do
nich to obłudnik wizerunku złudzenia. Właśnie ten rodzaj
obłudnika kusił Buddę i Pana Jezusa w czasie postu. Przyjemności wywołują
złudzenia u nierozumnych osób. Przyjmowanie tych złudzeń jako
prawdy jest błędem. Obietnice szczęścia jakie dają tymczasowe
udogodnienia nie są prawdziwe, gdyż opierają się na kruchej
podstawie – na rzeczach bez znaczenia. Święty nie pragnie
przyjemności i rozpoznaje ich złudną własność. Żyje zatem bez złudzeń.
Diabeł
działa przez (5) dziecko Boga. Posiadanie szczególnych znaków,
umiejętności, mądrości, nie czyni nikogo niczym szczególnym,
jeśli nie ma znaku miłości i litości. Bycie osobą wybraną albo
szczególną może prowadzić do pychy i zuchwałości.
Wyjątkowe
doświadczanie Boskiej obecności nie powinno prowadzić do
pychy albo samozachwytu. Święty chociaż był zwany dzieckiem Boga
albo Synem Bożym, nie wywyższał siebie, ale uniżył się do
postaci skromnego człowieka i darzył wszystkich na równi tą samą
miłością.
Tonpa Sienrab w skrócie powiedział tak: „Lgnięcie jest obłudnikiem
wizerunku złudzenia, niszczenie złożoności jest obłudnikiem
śmiertelnika, osąd jest obłudnikiem dziecka Boga, zajmowanie się
własną osobą jest obłudnikiem”. Sienrab powiedział też,
że dawni objawiciele zaczynali od opuszczenia domu, i strzegąc
więzi ze spodnią szatą, przez post zwyciężyli pięciu obłudników
i wroga (szatana).
Wielki
duchowny bonu, Siardza Trasi Dzialcen (shar rdza bkra shis rgyal
mtshan, 1859-1935), napisał, że „siedemnaście działań
obłudnika zawiera się w dwóch – w odwracaniu myśli i
udaremnianiu skutków. Odwracanie myśli w objawieniu świętego i
szkodzenie duszom przez udaremnianie skutków to właśnie działanie
obłudnika”.7
„Nie daj
się oszukać obłudnikowi.
Stale gardź złym przyjacielem” –
powiedział Tonpa Sienrab.
powiedział Tonpa Sienrab.
Ale uczył
także w ten sposób:
„Wykształć
kochającą duszę dla obłudników
okazujących
się wrogimi prześladowcami”.
Na
zakończenie przykład z życia Tonpy Sienraba, jak był on kuszony przez obłudnika,
a także przykład z życia św. Guthlaka, gdy przebywał na wyspie
napadany przez diabły.
Z książki Vajranathy (Johna Reynoldsa), Yungdrung Bon. Odwieczna tradycja (Yungdrung Publishing, przekład: Jacek Sieradzan), opartej na dawnych pismach bonu:
«W stanie ostatecznej rzeczywistości, który jest siunjatą, nie ma różnic pomiędzy samsara a Nirwaną. Kiedy urzeczywistni się ten stan, nie akceptuje się, ani nie odrzuca niczego, pozostając po prostu w niedualizmie. Jest to stan poza dobrem i złem. Jednak w kategoriach naszej relatywnej egzystencji jako czujących istot, istnieje różnica pomiędzy tym, co jest dobre i co złe. W ten właśnie sposób Tenpa Szenrab ujawniał metody okiełznania i pokonywania negatywnych umysłów istot. Ci, którzy kierowali się błędnymi poglądami, byli głównie reprezentowani przez zastępy marów czyli demonów (bdud). Nie tylko ich własne umysły utrzymywały błędne poglądy, lecz te demony Mara trawiła złośliwość, a zwłaszcza nieprzejednana nienawiść wobec ludzi.
W owym czasie głównym marą był demoniczny książę Dudgyal Khyabpa Lagring (bdud rgyal Khyab pa lag ring), który żył w świecie Munpa Zerdan (Mun pa zer ldan), położonym w północno-wschodnim kierunku niebiańskiego wymairu nieba brahmaloki. Ta brahmaloka była tylko jedną z wielu w systemie wszechświatów rupadhatu. Książę Khyabpa Lagring był synem potężnego króla demona Dudzie Thodzie (bDud rje thod rje). W owych dniach różne systemy światów w różnych wszechświatach często komunikowały się z sobą, kiedy więc demoniczny książę dzięki swemu jasnowidzącemu oku spojrzał ze szczytu swego czarnego pałacu, na południowym zachodzie ujrzał wielkie, niemożliwe do opisania światło. Skupiwszy się na nim, zobaczył planetę ziemię i kraj Olmolungring. Demon wpadł w furię, gdy spostrzegł, że w tym kraju Tenpa Szenrab naucza Dharmy i że jego nauk słucha niezliczona liczba istot. Khyabpa poczuł wówczas obawę, ponieważ pomyślał, że jeśli wszyscy ci ludzie na ziemi zaczną praktykować Dharmę, to - wskutek osłabienia karmicznych śladów - zmniejszy się liczba poddanych w jego królestwie. Do przyczyn powodujących odrodzenie się w świecie demona, zaliczają się praktykowanie krwawych ofiar i czarnej magii. Rozgniewany Khyabpa postanowił zwieść Tenpę Szenraba z pomocą dziewięciu magicznych metod (bdud kyi cho 'phrul sna dgu). Wyruszając w drogę do Olmolungring, demoniczny książę Khyabpa Lagring z pomocą czarów stwarzał tych dziewięć zwodniczych złudzeń, jedno po drugim.
Najpierw wyemanował formę Boga Mądrości, Shenlha Odkara, i pojawiając się w niebie przed Tenpą Szenrabem, powiedział Nauczycielowi, że nadszedł czas, by odstąpić od nauk i zacząć folgować własnym pożądaniom. Tenpa Szenrab poznał się jednak na tym oszustwie i demon został zmuszony do ucieczki. Następnie Khyabpa wyemanował w postaci lopona (slop dpon) czyli nauczającego mistrza, który poprzednio udzielał Salle nauk w niebie i poinformował go, że ponieważ czasy się zmieniły, zabijanie innych istot, składanie krwawych ofiar, itp., jest teraz całkiem do przyjęcia. Należy więc nauczać zgodnie ze zmieniającymi się czasami. Tenpa Szenrab ponownie rozpoznał demona, który został zmuszony do ucieczki. Potem pojawił się Tenpie Szenrabowi pod postacią jego ojca, który wracając z nieba powiedział synowi, że pozostawanie w świecie nie jest już dłużej konieczne. Ale i ten zamiar się nie powiódł. Z kolei wyemanował w postaci matki Tenpy Szenraba, która powiedziała swemu synowi, że za długo przebywa w samsarze, a teraz nadszedł czas, by powrócił do nieba i zostawił swoje ludzkie ciało. Również i to się nie udało. Teraz demon pojawił mu się w postaci pięciu śmiejących się i radosnych, przystojnych młodych ludzi. Nalegali na niego, żeby przyszedł i zaczął się bawić razem z nimi, mówiąc, że znajdą mu panienki, które go rozweselą. Powiedzieli mu, że czasy się zmieniły i że teraz powinni używać życia. I tę propozycję Nauczyciel odrzucił. Wówczas demon pojawił się w postaci pięciu pięknych i pociągających młodych dziewcząt, które towarzyszyły mu w drodze, flirtowały z nim i prosiły, żeby uprawiał z nimi seks. Nauczyciel natychmiast rozpoznał podstęp i odwrócił się do nich plecami. Z kolei demon pojawił się w postaci brata Nauczyciela i zaczął się użalać, że zbyt długo przebywał z różnymi rodzajami ludzi ze wszystkich klas społecznych i że teraz sam stał się zbrukany i zanieczyszczony. Nauczyciel odrzucił jego słowa. Z kolei Khyabpa próbował pojawić się w postaci syna Tenpa Szenraba. Przeniknął do łona jednej z królowych i po narodzinach zaczął się podawać za syna Nauczyciela. Zaatakował Tenpę Szenraba nożem, ten jednak rozpoznał go i zmusił do ucieczki.
Do tego czasu pan kłamstw ujawnił osiem magicznych manifestacji (cho 'phrul), ale Tenpa Szenrab za każdym razem rozpoznawał jego oszukańcze zamiary. Czując wściekłość z powodu frustracji, demoniczny książę w ostatniej i dziewiątej metodzie zwodzenia, postanowił użyć gniewnych środków. Z pomocą czarów stworzył magiczną armię demonów i wysłał je na Tenpę Szenraba, który siedział w medytacji. Demony cisnęły w nigo deszcz ostrej broni, jednak Nauczyciela to nie zaniepokoiło i dalej przebywał w stanie uspokojenia. Aby okiełznać negatywności, mocą swojej medytacji oczyścił ciemność, a demoniczną broń przekształcił w kwiaty. Następnie przemówił do czeredy demonów i obdarzył ich Dharmą, dzięki czemu cały orszak demoniczego księcia został wprowadzony na ścieżkę. Wówczas Khyabpa poczuł, że jest bezsilny i nie może już dłużej przedłużać ataku na Mistrza.
Pozostała mu tylko jedna strategia. Teraz zaczął udawać, że również się nawrócił i poprosił Tenpę Szenraba o przyjęcie go na ucznia. W takim właśnie charakterze w dzień jawił się jako ktoś dobry, oddany i posłuszny. Jednak nocą z pomocą czarów złośliwie zamrażał rośliny i drzewa».
Z książki ks. Piotra Skargi, Żywoty świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień roku (Kraków 1605; przepisane według pisowni współczesnej):
Z książki Vajranathy (Johna Reynoldsa), Yungdrung Bon. Odwieczna tradycja (Yungdrung Publishing, przekład: Jacek Sieradzan), opartej na dawnych pismach bonu:
«W stanie ostatecznej rzeczywistości, który jest siunjatą, nie ma różnic pomiędzy samsara a Nirwaną. Kiedy urzeczywistni się ten stan, nie akceptuje się, ani nie odrzuca niczego, pozostając po prostu w niedualizmie. Jest to stan poza dobrem i złem. Jednak w kategoriach naszej relatywnej egzystencji jako czujących istot, istnieje różnica pomiędzy tym, co jest dobre i co złe. W ten właśnie sposób Tenpa Szenrab ujawniał metody okiełznania i pokonywania negatywnych umysłów istot. Ci, którzy kierowali się błędnymi poglądami, byli głównie reprezentowani przez zastępy marów czyli demonów (bdud). Nie tylko ich własne umysły utrzymywały błędne poglądy, lecz te demony Mara trawiła złośliwość, a zwłaszcza nieprzejednana nienawiść wobec ludzi.
W owym czasie głównym marą był demoniczny książę Dudgyal Khyabpa Lagring (bdud rgyal Khyab pa lag ring), który żył w świecie Munpa Zerdan (Mun pa zer ldan), położonym w północno-wschodnim kierunku niebiańskiego wymairu nieba brahmaloki. Ta brahmaloka była tylko jedną z wielu w systemie wszechświatów rupadhatu. Książę Khyabpa Lagring był synem potężnego króla demona Dudzie Thodzie (bDud rje thod rje). W owych dniach różne systemy światów w różnych wszechświatach często komunikowały się z sobą, kiedy więc demoniczny książę dzięki swemu jasnowidzącemu oku spojrzał ze szczytu swego czarnego pałacu, na południowym zachodzie ujrzał wielkie, niemożliwe do opisania światło. Skupiwszy się na nim, zobaczył planetę ziemię i kraj Olmolungring. Demon wpadł w furię, gdy spostrzegł, że w tym kraju Tenpa Szenrab naucza Dharmy i że jego nauk słucha niezliczona liczba istot. Khyabpa poczuł wówczas obawę, ponieważ pomyślał, że jeśli wszyscy ci ludzie na ziemi zaczną praktykować Dharmę, to - wskutek osłabienia karmicznych śladów - zmniejszy się liczba poddanych w jego królestwie. Do przyczyn powodujących odrodzenie się w świecie demona, zaliczają się praktykowanie krwawych ofiar i czarnej magii. Rozgniewany Khyabpa postanowił zwieść Tenpę Szenraba z pomocą dziewięciu magicznych metod (bdud kyi cho 'phrul sna dgu). Wyruszając w drogę do Olmolungring, demoniczny książę Khyabpa Lagring z pomocą czarów stwarzał tych dziewięć zwodniczych złudzeń, jedno po drugim.
Najpierw wyemanował formę Boga Mądrości, Shenlha Odkara, i pojawiając się w niebie przed Tenpą Szenrabem, powiedział Nauczycielowi, że nadszedł czas, by odstąpić od nauk i zacząć folgować własnym pożądaniom. Tenpa Szenrab poznał się jednak na tym oszustwie i demon został zmuszony do ucieczki. Następnie Khyabpa wyemanował w postaci lopona (slop dpon) czyli nauczającego mistrza, który poprzednio udzielał Salle nauk w niebie i poinformował go, że ponieważ czasy się zmieniły, zabijanie innych istot, składanie krwawych ofiar, itp., jest teraz całkiem do przyjęcia. Należy więc nauczać zgodnie ze zmieniającymi się czasami. Tenpa Szenrab ponownie rozpoznał demona, który został zmuszony do ucieczki. Potem pojawił się Tenpie Szenrabowi pod postacią jego ojca, który wracając z nieba powiedział synowi, że pozostawanie w świecie nie jest już dłużej konieczne. Ale i ten zamiar się nie powiódł. Z kolei wyemanował w postaci matki Tenpy Szenraba, która powiedziała swemu synowi, że za długo przebywa w samsarze, a teraz nadszedł czas, by powrócił do nieba i zostawił swoje ludzkie ciało. Również i to się nie udało. Teraz demon pojawił mu się w postaci pięciu śmiejących się i radosnych, przystojnych młodych ludzi. Nalegali na niego, żeby przyszedł i zaczął się bawić razem z nimi, mówiąc, że znajdą mu panienki, które go rozweselą. Powiedzieli mu, że czasy się zmieniły i że teraz powinni używać życia. I tę propozycję Nauczyciel odrzucił. Wówczas demon pojawił się w postaci pięciu pięknych i pociągających młodych dziewcząt, które towarzyszyły mu w drodze, flirtowały z nim i prosiły, żeby uprawiał z nimi seks. Nauczyciel natychmiast rozpoznał podstęp i odwrócił się do nich plecami. Z kolei demon pojawił się w postaci brata Nauczyciela i zaczął się użalać, że zbyt długo przebywał z różnymi rodzajami ludzi ze wszystkich klas społecznych i że teraz sam stał się zbrukany i zanieczyszczony. Nauczyciel odrzucił jego słowa. Z kolei Khyabpa próbował pojawić się w postaci syna Tenpa Szenraba. Przeniknął do łona jednej z królowych i po narodzinach zaczął się podawać za syna Nauczyciela. Zaatakował Tenpę Szenraba nożem, ten jednak rozpoznał go i zmusił do ucieczki.
Do tego czasu pan kłamstw ujawnił osiem magicznych manifestacji (cho 'phrul), ale Tenpa Szenrab za każdym razem rozpoznawał jego oszukańcze zamiary. Czując wściekłość z powodu frustracji, demoniczny książę w ostatniej i dziewiątej metodzie zwodzenia, postanowił użyć gniewnych środków. Z pomocą czarów stworzył magiczną armię demonów i wysłał je na Tenpę Szenraba, który siedział w medytacji. Demony cisnęły w nigo deszcz ostrej broni, jednak Nauczyciela to nie zaniepokoiło i dalej przebywał w stanie uspokojenia. Aby okiełznać negatywności, mocą swojej medytacji oczyścił ciemność, a demoniczną broń przekształcił w kwiaty. Następnie przemówił do czeredy demonów i obdarzył ich Dharmą, dzięki czemu cały orszak demoniczego księcia został wprowadzony na ścieżkę. Wówczas Khyabpa poczuł, że jest bezsilny i nie może już dłużej przedłużać ataku na Mistrza.
Pozostała mu tylko jedna strategia. Teraz zaczął udawać, że również się nawrócił i poprosił Tenpę Szenraba o przyjęcie go na ucznia. W takim właśnie charakterze w dzień jawił się jako ktoś dobry, oddany i posłuszny. Jednak nocą z pomocą czarów złośliwie zamrażał rośliny i drzewa».
Z książki ks. Piotra Skargi, Żywoty świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień roku (Kraków 1605; przepisane według pisowni współczesnej):
«Żywot
św. Guthlaka królewskiego rodu pustelnika, pisany od Gwilhelma
Ramesa, i Feliksa Krolandyjskiego benedyktynów, położony u Suriusa
Tomo 2. Żył około roku Pańsk.: 706. (XIIII. April. Kwietnia)
Z
rodzaju królów angielskich idąc św. Guthlakus, gdy się narodzić
miał, na podwoju ojca jego, widziana była ręka ludzka czerwona, i
dom wszystek oświecająca, która znak krzyża ś. napisała.
Widzieli wszyscy domownicy, i zlęknąwszy się, myśleli co by to
było. A w tym baba przyjdzie i nowinę powie, iż się syn ten to
Guthlakus urodził. Bez wątpienia, jako się potem okazało, tym
cudem P. Bóg objawił, iż z tego dziecięcia, święty człowiek, a
krzyż Chrystusów na sobie noszący być miał. Mając dwadzieścia
lat i cztery, na żołnierstwo się udał, walcząc przeciw
nieprzyjaciołom narodu swego, w którym stanie mężnie się
sprawując, sławy wielkiej u swych dostał. Jednak w srogości
wojennej wielkie zawsze nad nieprzyjaciółmi miłosierdzie okazywał,
i trzecią im część korzyści i łupów wracał. Potem
rozmyślając, jako królowie i przodkowie jego i na wojnach i w domu
źle ginęli, a iż świat ten jest odmienny i krótki, a cieniem
tylko swym zwodzący, przyzwawszy towarzyszów swoich, powiedział
im: „Dotąd towarzysze mili, światu próżnemu wojnie służyłem,
od tego czasu umyśliłem u zbawiciela mego żołnierzem być, a swe
zbawienie na jego wojnie wysługiwać. Obierzcie sobie wodza, ja już
hetmanem waszym być nie mogę”. Długo mu odradzali, ale on
porzuciwszy zbroję, szedł do Rependonii do klasztoru, i tam się
jako kleryk ostrzygłszy, na zakonne się ćwiczenie P. Bogu oddał.
Trzeźwości służył, żadnej rzeczy nie pił, która by upoić
mogła. I przez dwa lata nauczył się Psałterza, śpiewania, i w
piśmie św. popęd dobry wziął. Był wdzięcznym na twarzy,
bogobojnym, pokornym, mocnym w wierze, cierpliwym w nadziei, i hojnym
w miłości, cichy, a radą mądry, i w słowach ostrożny.
Po
dwóch latach umyślił iść na puste miejsce, a tam doskonalszy
żywot wieść: i wziąwszy od braci dozwolenie, zaniósł się na
jedną wyspę, Kronlandem nazwaną, na której nikt mieszkać przez
nagabanie diabelskie nie mógł. On z dwoma towarzyszami w imię
Pańskie w dzień Bartłomieja św. do niej przyjechał, i mieszkanie
a obronę swoją temuż św. Bartłomiejowi polecił. Postawiwszy tam
sobie chałupkę, chleba tylko jęczmiennego, pijąc wodę nieczystą,
raz na dzień wieczór pożywał, a skórami niewyprawnymi ciało swe
pokrywał. Począł tedy czart z nim walczyć, i skusił go tak
srodze, dziwne mu rzeczy na myśl przywodząc, a ów żywot
odradzając, tak bardzo i długo, iż już rozpaczając, wyjść
chciał. Ale go P. Bóg przez przyczynę św. Bartłomieja osobliwie
obronił, i lecącego podparł, bo mu się ukazał Bartłomiej św.,
mówiąc: trzeba mężnie walczyć, a nie dać się pokusom obalać.
Bogu dufaj, a trwając w przedsięwzięciu twoim, czekaj po pokusach
pociechy. Jam się modlił za cię, aby wiara twoja nie ustawała. Od
tego czasu był spokojny, a owego czarta, od Pana Boga posilony,
podeptał.
Gdy
z jednej strony czart wygrać nie mógł, do drugiej się rzucił.
Posłał do niego jakoby dwóch aniołów, którzy mu radzili, aby
posty większe czynił – takie jakie owi święci ojcowie w Scetym,
albo jak Eliasz i Mojżesz. Czart na to gonił, aby nic nie jadł, a
postem się długim umorzył. Bo za niemiarowym i nierozumnym postem
ciało zemdleje, duch ustanie, smak w modlitwie zginie, robota i
posługa traci się, i do bogomyślności serce podnosić się nie
może, a oczy duszne w rozmyślaniu rzeczy Boskich ślepną. Lecz ów
żołnierz Chrystusowy zrozumiał, iż to był nieprzyjaciel, i
wzywając Chrystusa, zaśpiewał: „Powstań Boże, a niech się
rozproszą nieprzyjaciele Twoi. Niech uciekną, którzy Cię
nienawidzą”. Z tym czarci wrzeszcząc, po powietrzu uciekali, a
św. Guthlakus już się na ich chytrościach znał, i ostrożnie
postępował.
Na
koniec dziwnej rzeczy nad św. Guthlakiem Pan Bóg czartom dopuścił.
Po małym czasie w nocy niezliczona rzecz czartów straszliwych
przyleciawszy, porwali go z komórki, i związawszy, w błotach go i
bagnach głębokich topili, a potem po cierniu i krzewiskach gęstych
włóczyli, i bili go srodze, śmiercią mu grożąc, a mówiąc, aby
ich dzierżawie dał pokój, a z wyspy owej poszedł. A on mężnym
sercem nic się nie bał, ani im tego obiecywać chciał, ale
wzywając Chrystusa, mówił: „Oglądać się na Pana będę, a On
na prawicy mej stanie, abym nie zginął”. Żelaznymi biczami siec
go poczęli, skrzydłami swymi męczyli, i pod obłoki podnosząc,
gdzieś go w północne strony zanieśli. Tam w straszliwych
ciemnościach postawiony będąc, przyleciał do niego niezliczony
drugi diabłów brzydkich poczet, którzy go porwali, i męcząc,
nieśli go do wrót piekielnych. Poczuł św. Guthlakus smród
piekielny i pałające siarczyste płomienie, i myślał sobie, iż
to co już ucierpiał, jako nic nie jest przeciw owym mękom na które
patrzał. Bo widział wichry ogniste, i rzeki jakieś z gradem
lodowatym straszliwe i czarne. Widział z wielką swoją żałością,
między owymi siarczystymi płomieniami i wichrami i iskrami, ludzi
cierpiących, i inne niewymowne katowania, a czarci się z nich
naśmiewali głosami owymi brzydkimi, i wołali na św. Guthlaka:
„Oto cię już tu wrzucimy na wieczne męki, przeto iż śmiałeś
nachodzić na miejsca nasze”. A on wszystko skromnie cierpiąc do
Pana Boga wołał: „Panie Boże, w Tobie tylko nadzieja moja”. I
ukazał mu się św. Bartłomiej Apostoł w wielkiej światłości,
przed którą czarci wszyscy uciekli. Ale na nie Apostoł św.
zawołał, rozkazując, aby go odnieśli bez szkody, tam skąd go
wzięli. Co gdy już pięknie i bez urazu czynili, słyszał głos
śpiewających aniołów: „Pójdą święci z cnoty w cnotę, a Bóg
bogów w Syjonie widziany będzie”. Wtedy zwyciężywszy owych
nieprzyjaciół, na swym miejscu mąż Boży zdrowy stanął, i po
tej trwodze był daleko pokorniejszy, i w służbie Bożej gorętszy,
mężniejszy i ostrożniejszy.
Jeszcze
czarci jednej drogi nań użyli. Towarzysza jego, Bertelina kleryka,
tak nań pobudzili i skusili bardzo, iż go miał wolę zabić. A P.
Bóg ową jego złość objawił św. Guthlakowi, i zawoławszy go,
rzekł: „Bracie, umyśliłeś to a to, w ten czas i na tym miejscu,
zabić mnie chcesz?” A on widząc, iż serce jego widzi, bardzo
żałować grzechu swego począł, i przepraszał go z płaczem. A
św. Guthlakus rad mu odpuścił, i w łaskę przyjął. Potem był
mu bardzo ten Bertelinus wierny aż do śmierci, i owego ręką swoją
do grobu włożył. Jeszcze i drugi raz nań szatani przyszli, tak iż
wszystka owa wyspa drżała, i ukazali się mu na oko w osobie
wszystkich bestii najstraszliwszych i najplugawszych i
najjadowitszych. Były tam lwy, niedźwiedzie, słonie, wieprze,
byki, tury, smoki itp., a on bezpiecznie krzyżem się świętym
żegnając, do nich mówił: „Czarci przeklęci, na jakie sprośne
osoby bestialskie swoją pychą przyszliście, iż się Bogiem czynić
chcieliście? Ubogie sługi Chrystusowe ze swą szkodą
prześladujecie, bo im je więcej kusicie, tym im więcej zapłaty, a
sobie potępienia przyczyniacie. Bierzecie na się te obłudne
maszkary i twarze jakie chcecie. Jam tego pewien, iż ani śmierć,
ani żywot, ani miecz, ani anioł oddzielić mnie od miłości
Chrystusowej nie może. Tak owe wszystkie obłudności czartowskie i
postrachy przepadły.
Na
rozkazanie św. Guthlaka ptactwo i ryby i zwierzęta do niego
chodziły – cieszył się nimi, i ptakom miejsca na gniazda
rozdawał. Gdy go pytano, jak się go tak ptaki nie bały,
powiedział: „Kto dla Pana Boga światem i ludzkim towarzystwem
wzgardzi, nie tylko bestie, ale aniołowie mu są ku pociesze”.
Wsławiony żywot jego wiele ludzi do niego przypędzał z rozmaitymi
potrzebami. Wyganiał czarty, smutnych cieszył, grzesznych do pokuty
przywodził. Pasem jego opętany opasany, ku zdrowiu przyszedł i
diabła zbył. Jednemu, który miał nogę cierniem ciężko
przekłutą, skoro swoją nań włosiennicę włożył, cierń z nogi
wypadł, i rana się prędko zgoiła.
Eburda,
córka króla Adulfa, panna i ksieni klasztorna, posłała mu grób
ołowiany, prosząc aby w nim ciało swe położyć kazał. A pytała
go, kto by jego żywota i cnót potomkiem być miał. On z trudnością
grób przyjął, a o potomku powiedział, iż jeszcze poganinem jest,
a rychło już do chrztu świętego przyjdzie, i tak się stało. Bo
Cissa niejaki nowo ochrzczony na jego miejsce nastąpił. Także
niejakiemu Ethelbaldowi od króla Konrada z królestwa wygnanemu,
który go tam często nawiedzał, jego się modlitwie polecając, na
jego pociechę (bo go bardzo żałował) powiedział, iż rychło
król umrzeć, a on na królestwo wstąpić miał, co się po śmierci
św. Guthlaka w kilka lat spełniło. Gdy czas śmierci jego
przychodził, będąc od Pana Boga przestrzeżony, zawołał
Bertelina swego, i powiedział mu o bliskiej śmierci swej, prosząc
aby siostrę jego, Begę od niego pożegnał, powiadając, iż się
dlatego tu na świecie z nią widzieć nie chciałem, abym w niebie
wiecznie na nią patrzeć mógł. Pytał go Bertelinus poprzysięgając
na Boga, aby prawdy nie taił: „Jak – powiada – z tobą tu na
pustynię przyszedłem, często z tobą kogoś gadającego słyszałem,
którego nigdy widzieć nie mogłem”. A on mu powiedział: „Iż
już idę na ów świat, mogę ci się z tego zwierzyć, iż mi Pan
Bóg dał anioła swego, który mnie tu na puszczy sprawował i
przestrzegał, i rzeczy mi prorockie i przyszłe oznajmiał. Ale ty
tego taj, a nie opowiadaj, chyba że siostrze mojej, Bege i Egbertowi
pustelnikowi”. Widział ten Bertelinus od północy światłość w
komórce jego. A gdy już słońce wschodziło, zawołał na
Bertelina mąż święty: „Już idę do Chrystusa”. I ściągnąwszy
w górę ręce i oczy, ten świat pożegnał. Osiem lat był
żołnierzem świeckim, a piętnaście Chrystusowym. Żył lat
czterdzieści i siedem. Cudami po śmierci także uwielbiony od Pana
Boga jest. A wyspę ową, nastawszy na królestwo Ethelbaldus,
duchowieństwu i inne ziemie darował, i klasztor tam i kościół
zbudował, na pamiątkę proroka swego, Bogu nieogarnionemu i w
świętych swoich chwalebnemu, któremu pokorny pokłon na wieki
wiekom. Amen.
1 Bon
uznawany jest urzędowo za piątą szkołę buddyzmu tybetańskiego.
2 nga bdag
'dzin pa bdud yin no. To zdanie pochodzi z Opowieści (zob. przyp. 5
poniżej). Można je również przełożyć w ten sposób:
„Pojmowanie własnej osoby jest obłudnikiem”, czyli patrzenie
na siebie jako na odrębną, niezależną osobę jest zdradzieckie,
jak również zajmowanie się tym złudzeniem własnej odrębności.
3 dang po
bdud rnams gang nas byung/ ma rig ma rtogs rgyud las byung. To
zdanie również pochodzi z Opowieści (zob. przyp. 5).
4 gshen rab
'khrul pa med pa la/ bdud ni 'khrul nas logs par spyad pa ste/
(przyp. 5).
5 Tutaj
podamy je według żywota Sienraba, jaki został
zawarty w księdze Mdo 'dus pa rin po che'i rgyud thams cad
mkhyen pa'i bka' tshad ma, tzn. Dziedzictwo cennego zbioru
opowieści: Wzór przykazania Wszechwiedzącego”.
6 1. nyon
mongs bdud albo kun nas nyon mongs pa'i bdud, 2. phung po nye
bar len pa'i bdud, 3. 'chi bdag las btsan dag gi bdud, 4. sgyu ma
'khrul pa gzugs brnyan gyi bdud, 5. lha'i bu'i bdud.
7 Te zdania
pochodzą z Sde snod rin po che'i mdzod yid bzhin 'byung ba'i
gter zhes bya ba.
Dodam jeszcze słowa Wojciecha Żmudzińskiego SJ ze strony:
OdpowiedzUsuńhttp://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1132,katolicy-szukaja-diabla.html
Wskazują one na istotne zagrożenia w postrzeganiu diabła. Oczywiście takie postrzeganie jest właściwe wszystkim ludziom wiary, a nie tylko samym katolikom.
Oto te słowa:
Doszukiwanie się wszędzie diabła i jego podstępnych sztuczek wydaje się być dzisiaj ulubionym zajęciem wielu katolików, w tym także księży. Kto szuka Złego, ten go oczywiście znajdzie. Szukajcie Pana! - wołali prorocy (por. Iz 55,6; Sof 2,3; Ba 4,28). "Szukajcie Mnie, a żyć będziecie" (Am 5,4). Szukajcie Boga we wszystkim, a nie diabła.
Dlaczego tak wiele osób wierzących, zamiast szukać Boga, dopatruje się wszędzie duchowych zagrożeń i odnajduje szatana nawet tam, gdzie średniowieczna inkwizycja nie dopatrzyłaby się niczego złego? To prawda, że od szatana trzeba trzymać się z daleka, ale - z drugiej strony - widząc go wszędzie, upodabniamy się do niego. Stajemy się tak jak on oskarżycielami, oceniamy ludzi i żyjemy w lęku przed mocami ciemności.
Współcześni tropiciele Lucyfera wskazują na jego obecność w książkach dla dzieci, w dziełach sztuki, w ćwiczeniach gimnastycznych, w biżuterii, a nawet w symbolach uznawanych przez wieki za chrześcijańskie. Czy nie jest naszym zadaniem raczej wskazywanie na Zbawiciela i na Jego obecność w świecie?
Kto wpatruje się w oblicze Pana, nie interesuje się okultyzmem, lecz kocha okultystę, nie wierzy w bajkę o Harrym Potterze, lecz docenia jej piękno, nie wzdycha do Buddy wykonując ćwiczenia jogi, lecz wznosi swój umysł ku osobowemu Bogu. Człowiek patrzący na świat czystym sercem potrafi na każdym kroku odczytywać znaki Bożej obecności, a w każdym ludzkim działaniu potrafi dostrzec pragnienie miłości. Nie interesuje go obecność szatana, bo nie przysłania mu on dobra.
Popularność tematyki związanej z egzorcyzmami wskazuje na duchową degenerację wiernych, którzy swoje myśli koncentrują na tym, co odrzucają, a nie na tym, czego pragną. Wystarczy przejrzeć pytania kierowane do duszpasterzy na forach internetowych, by stwierdzić, że ich zdecydowana większość koncentruje się na tym, co złe i grzeszne, a nie na tym, co dobre i szlachetne. Towarzyszy temu lęk przed grzechem i potępieniem albo złość na tych, którzy postępują niewłaściwie.
Zacznijmy szukać Boga we wszystkim, a pozwoli nam się znaleźć. Nie po to Chrystus nas zbawił, abyśmy się wszystkiego lękali, lecz po to, byśmy szukali dobra nawet tam, gdzie jest ono głęboko ukryte. Chcę wierzyć, że będzie coraz więcej chrześcijan szukających Boga z odwagą i dumą zwycięzców, a jednocześnie z wdzięcznością i pokorą. Smutno mi jednak, gdy słyszę wystraszonego nastolatka, któremu jakiś ksiądz wmówił, że we wszystkim, co kocha, od muzyki po sport, czai się szatan. Czy nie mógł pokazać mu, ile jest w tym dobra?
...
Fragmentarycznie pożyczyłem do swojego bloga..mam nadzieję że nie masz mi tego za złe..pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBierz śmiało. Cieszę się, że może być przydatne.
OdpowiedzUsuńPrzeczytane w Księdze Daniela:
„A panowanie i władzę, i wielkość królestw pod całym niebem otrzyma lud święty Najwyższego. Królestwo Jego będzie wiecznym królestwem; będą Mu służyły wszystkie moce i będą Mu uległe” (Dn 7,27).
Więc także diabły staną się uległymi sługami Najwyższego.
Pożyteczne słowa o podstępnych działaniach diabła wedle nauki Buddy i jej wyjaśnień:
OdpowiedzUsuńhttps://mahajana.net/teksty/sutra_surangama/czesci/sutra_surangama1.html