Św.
Małgorzata ze smokiem,
sztuka
chrześcijańska
(Muelhausener)
Następnie,
aby opowiedzieć o znaczeniu diabła w rozumieniu duchowym,
odniesiemy się do przekazu obrządku bon, który jest spójny i
zgodny z tym, co przekazuje sam buddyzm.
Nauczyciel
bonu, Tonpa Sienrab, tak jak Budda,
przeszedł zwycięsko przez walkę ze złym duchem i nauczał o
tym, jak go pokonać i nie ulegać jego wpływom. W swoich
przykazaniach Sienrab wyliczył mnóstwo rodzajów różnych
demonów, ale przede wszystkim wskazywał na zagrożenie ze strony
nieświadomości i namiętności, i to w nich upatrywał największych
wrogów świętości. Powiedział On: „Zajmowanie się własną
osobą jest obłudnikiem (tzn. demonem)”;
a także: „Skąd
na początku wzięli się obłudnicy? Pojawili się za sprawą
nieświadomości i niezrozumienia”.
„Namaszczony
jest bezbłędny, a obłudnik błędny, działa przewrotnie”.
Tutaj
opowiemy o rozumieniu diabła na podstawie przykazań o duchu
obłudnika albo kusiciela (tyb. bdud, sanskr. mara), jakie dał Tonpa Sienrab swoim uczniom.
Nauczyciel
wyróżnił pięć rodzajów obłudników: (1) obłudnik
(powszechnej) namiętności, (2) obłudnik przybrania ustroju, (3)
obłudnik zabezpieczenia się przed losem śmiertelnika, (4)
obłudnik wizerunku złudzenia i błędu, (5) obłudnik dziecka
Boga.
Diabeł działa więc
przez (1) namiętność. Sienrab nazywa tego diabła (1)
obłudnikiem rzeki chciwości, (2) obłudnikiem płomienia
nienawiści, (3) obłudnikiem gęstego mroku gnuśności, (4)
obłudnikiem skalistej góry pychy i (5) obłudnikiem wichury
zazdrości.
Zmysłowość,
czyli kierowanie się zewnętrznymi pobudkami, jest
niebezpieczeństwem. Siła żywiołów występująca w nadmiarze
stanowi zagrożenie dla życia. Podobnie namiętności są
zagrożeniem dla osobistej świętości. Święty (Budda) jest znany
jako ten, który panuje nad namiętnościami.
Diabeł
działa także przez (2) przybranie ustroju (organizmu, powłoki cielesnej). To oznacza utożsamienie
się z tym, co rozumiane jest jako pięć ustrojów, a więc
utożsamienie się z obrazem, wrażeniem, współczuciem, współpracą i czuciem. Jest to pojmowanie własnej osoby i rzeczywisty pęd do splamionego ustroju.
Myślenie
o sobie, zajmowanie się sobą, zapatrzenie we własny wygląd,
uleganie własnemu wrażeniu, współczuciu, współpracy i czuciu – pęd ku temu wszystkiemu i utożsamianie się z tym jest błędne
i zgubne. Święty nie myśli o sobie, ale w istotnym ujęciu prawdy,
patrzy na wieczny pożytek i szuka sposobów pomocy dla wszystkich. Diabeł
działa także przez (3) ochronę przed losem śmiertelnika.
Wcześniejszy i późniejszy los przez okoliczności
zatrzymują tętno i osłabiają życie. Myślenie o uchronieniu się
przed losem śmiertelnika jest obłudnikiem.
Wiadomo,
że to, co się narodziło musi umrzeć. Uleganie złudzeniu, że
uniknie się śmierci jest rodzajem diabelskiej pokusy. Także strach
przed chorobami, które mogłyby sprowadzać śmierć jest rodzajem
obłudnika. Święty nie lęka się śmierci, ponieważ przekroczył
ją i znalazł odpoczynek w wiecznej szczęśliwości. Diabeł działa przez
(4) wizerunek złudzenia i błędu. Pięć przyjemności, takich jak
obrazy, dźwięki, wonie, smaki i dotyki, to złudzenia. Lgnięcie do
nich to obłudnik wizerunku złudzenia. Właśnie ten rodzaj
obłudnika kusił Buddę i Pana Jezusa w czasie postu. Przyjemności wywołują
złudzenia u nierozumnych osób. Przyjmowanie tych złudzeń jako
prawdy jest błędem. Obietnice szczęścia jakie dają tymczasowe
udogodnienia nie są prawdziwe, gdyż opierają się na kruchej
podstawie – na rzeczach bez znaczenia. Święty nie pragnie
przyjemności i rozpoznaje ich złudną własność. Żyje zatem bez złudzeń.
Diabeł
działa przez (5) dziecko Boga. Posiadanie szczególnych znaków,
umiejętności, mądrości, nie czyni nikogo niczym szczególnym,
jeśli nie ma znaku miłości i litości. Bycie osobą wybraną albo
szczególną może prowadzić do pychy i zuchwałości.
Wyjątkowe
doświadczanie Boskiej obecności nie powinno prowadzić do
pychy albo samozachwytu. Święty chociaż był zwany dzieckiem Boga
albo Synem Bożym, nie wywyższał siebie, ale uniżył się do
postaci skromnego człowieka i darzył wszystkich na równi tą samą
miłością.
Tonpa Sienrab w skrócie powiedział tak: „Lgnięcie jest obłudnikiem
wizerunku złudzenia, niszczenie złożoności jest obłudnikiem
śmiertelnika, osąd jest obłudnikiem dziecka Boga, zajmowanie się
własną osobą jest obłudnikiem”. Sienrab powiedział też,
że dawni objawiciele zaczynali od opuszczenia domu, i strzegąc
więzi ze spodnią szatą, przez post zwyciężyli pięciu obłudników
i wroga (szatana).
Wielki
duchowny bonu, Siardza Trasi Dzialcen (shar rdza bkra shis rgyal
mtshan, 1859-1935), napisał, że „siedemnaście działań
obłudnika zawiera się w dwóch – w odwracaniu myśli i
udaremnianiu skutków. Odwracanie myśli w objawieniu świętego i
szkodzenie duszom przez udaremnianie skutków to właśnie działanie
obłudnika”.
„Nie daj
się oszukać obłudnikowi.
Stale gardź złym przyjacielem” –
powiedział Tonpa Sienrab.
Ale uczył
także w ten sposób:
„Wykształć
kochającą duszę dla obłudników
okazujących
się wrogimi prześladowcami”.
Na
zakończenie przykład z życia Tonpy Sienraba, jak był on kuszony przez obłudnika,
a także przykład z życia św. Guthlaka, gdy przebywał na wyspie
napadany przez diabły.
Z książki Vajranathy (Johna
Reynoldsa), Yungdrung Bon. Odwieczna tradycja (Yungdrung
Publishing, przekład: Jacek Sieradzan), opartej na dawnych pismach
bonu:
«W stanie ostatecznej
rzeczywistości, który jest siunjatą, nie ma różnic pomiędzy
samsara a Nirwaną. Kiedy urzeczywistni się ten stan, nie akceptuje
się, ani nie odrzuca niczego, pozostając po prostu w niedualizmie.
Jest to stan poza dobrem i złem. Jednak w kategoriach naszej
relatywnej egzystencji jako czujących istot, istnieje różnica
pomiędzy tym, co jest dobre i co złe. W ten właśnie sposób Tenpa
Szenrab ujawniał metody okiełznania i pokonywania negatywnych
umysłów istot. Ci, którzy kierowali się błędnymi poglądami,
byli głównie reprezentowani przez zastępy marów czyli demonów
(bdud). Nie tylko ich własne umysły utrzymywały błędne poglądy,
lecz te demony Mara trawiła złośliwość, a zwłaszcza
nieprzejednana nienawiść wobec ludzi.
W
owym czasie głównym marą był demoniczny książę Dudgyal Khyabpa
Lagring (bdud rgyal Khyab pa lag ring), który żył w świecie Munpa
Zerdan (Mun pa zer ldan), położonym w północno-wschodnim kierunku
niebiańskiego wymairu nieba brahmaloki. Ta brahmaloka była tylko
jedną z wielu w systemie wszechświatów rupadhatu. Książę
Khyabpa Lagring był synem potężnego króla demona Dudzie Thodzie
(bDud rje thod rje). W owych dniach różne systemy światów w
różnych wszechświatach często komunikowały się z sobą, kiedy
więc demoniczny książę dzięki swemu jasnowidzącemu oku spojrzał
ze szczytu swego czarnego pałacu, na południowym zachodzie ujrzał
wielkie, niemożliwe do opisania światło. Skupiwszy się na nim,
zobaczył planetę ziemię i kraj Olmolungring. Demon wpadł w furię,
gdy spostrzegł, że w tym kraju Tenpa Szenrab naucza Dharmy i że
jego nauk słucha niezliczona liczba istot. Khyabpa poczuł wówczas
obawę, ponieważ pomyślał, że jeśli wszyscy ci ludzie na ziemi
zaczną praktykować Dharmę, to - wskutek osłabienia karmicznych
śladów - zmniejszy się liczba poddanych w jego królestwie. Do
przyczyn powodujących odrodzenie się w świecie demona, zaliczają
się praktykowanie krwawych ofiar i czarnej magii. Rozgniewany
Khyabpa postanowił zwieść Tenpę Szenraba z pomocą dziewięciu
magicznych metod (bdud kyi cho 'phrul sna dgu). Wyruszając w drogę
do Olmolungring, demoniczny książę Khyabpa Lagring z pomocą
czarów stwarzał tych dziewięć zwodniczych złudzeń, jedno po
drugim.
Najpierw wyemanował
formę Boga Mądrości, Shenlha Odkara, i pojawiając się w niebie
przed Tenpą Szenrabem, powiedział Nauczycielowi, że nadszedł
czas, by odstąpić od nauk i zacząć folgować własnym pożądaniom.
Tenpa Szenrab poznał się jednak na tym oszustwie i demon został
zmuszony do ucieczki. Następnie Khyabpa wyemanował w postaci lopona
(slop dpon) czyli nauczającego mistrza, który poprzednio udzielał
Salle nauk w niebie i poinformował go, że ponieważ czasy się
zmieniły, zabijanie innych istot, składanie krwawych ofiar, itp.,
jest teraz całkiem do przyjęcia. Należy więc nauczać zgodnie ze
zmieniającymi się czasami. Tenpa Szenrab ponownie rozpoznał
demona, który został zmuszony do ucieczki. Potem pojawił się
Tenpie Szenrabowi pod postacią jego ojca, który wracając z nieba
powiedział synowi, że pozostawanie w świecie nie jest już dłużej
konieczne. Ale i ten zamiar się nie powiódł. Z kolei wyemanował w
postaci matki Tenpy Szenraba, która powiedziała swemu synowi, że
za długo przebywa w samsarze, a teraz nadszedł czas, by powrócił
do nieba i zostawił swoje ludzkie ciało. Również i to się nie
udało. Teraz demon pojawił mu się w postaci pięciu śmiejących
się i radosnych, przystojnych młodych ludzi. Nalegali na niego,
żeby przyszedł i zaczął się bawić razem z nimi, mówiąc, że
znajdą mu panienki, które go rozweselą. Powiedzieli mu, że czasy
się zmieniły i że teraz powinni używać życia. I tę propozycję
Nauczyciel odrzucił. Wówczas demon pojawił się w postaci pięciu
pięknych i pociągających młodych dziewcząt, które towarzyszyły
mu w drodze, flirtowały z nim i prosiły, żeby uprawiał z nimi
seks. Nauczyciel natychmiast rozpoznał podstęp i odwrócił się do
nich plecami. Z kolei demon pojawił się w postaci brata Nauczyciela
i zaczął się użalać, że zbyt długo przebywał z różnymi
rodzajami ludzi ze wszystkich klas społecznych i że teraz sam stał
się zbrukany i zanieczyszczony. Nauczyciel odrzucił jego słowa. Z
kolei Khyabpa próbował pojawić się w postaci syna Tenpa Szenraba.
Przeniknął do łona jednej z królowych i po narodzinach zaczął
się podawać za syna Nauczyciela. Zaatakował Tenpę Szenraba nożem,
ten jednak rozpoznał go i zmusił do ucieczki.
Do tego czasu pan kłamstw ujawnił osiem magicznych
manifestacji (cho 'phrul), ale Tenpa Szenrab za każdym razem
rozpoznawał jego oszukańcze zamiary. Czując wściekłość z
powodu frustracji, demoniczny książę w ostatniej i dziewiątej
metodzie zwodzenia, postanowił użyć gniewnych środków. Z pomocą
czarów stworzył magiczną armię demonów i wysłał je na Tenpę
Szenraba, który siedział w medytacji. Demony cisnęły w nigo
deszcz ostrej broni, jednak Nauczyciela to nie zaniepokoiło i dalej
przebywał w stanie uspokojenia. Aby okiełznać negatywności, mocą
swojej medytacji oczyścił ciemność, a demoniczną broń
przekształcił w kwiaty. Następnie przemówił do czeredy demonów
i obdarzył ich Dharmą, dzięki czemu cały orszak demoniczego
księcia został wprowadzony na ścieżkę. Wówczas Khyabpa poczuł,
że jest bezsilny i nie może już dłużej przedłużać ataku na
Mistrza.
Pozostała mu tylko
jedna strategia. Teraz zaczął udawać, że również się nawrócił
i poprosił Tenpę Szenraba o przyjęcie go na ucznia. W takim
właśnie charakterze w dzień jawił się jako ktoś dobry, oddany i
posłuszny. Jednak nocą z pomocą czarów złośliwie zamrażał
rośliny i drzewa».
Z książki ks. Piotra Skargi, Żywoty świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień roku
(Kraków 1605; przepisane według pisowni współczesnej):
«Żywot
św. Guthlaka królewskiego rodu pustelnika, pisany od Gwilhelma
Ramesa, i Feliksa Krolandyjskiego benedyktynów, położony u Suriusa
Tomo 2. Żył około roku Pańsk.: 706. (XIIII. April. Kwietnia)
Z
rodzaju królów angielskich idąc św. Guthlakus, gdy się narodzić
miał, na podwoju ojca jego, widziana była ręka ludzka czerwona, i
dom wszystek oświecająca, która znak krzyża ś. napisała.
Widzieli wszyscy domownicy, i zlęknąwszy się, myśleli co by to
było. A w tym baba przyjdzie i nowinę powie, iż się syn ten to
Guthlakus urodził. Bez wątpienia, jako się potem okazało, tym
cudem P. Bóg objawił, iż z tego dziecięcia, święty człowiek, a
krzyż Chrystusów na sobie noszący być miał. Mając dwadzieścia
lat i cztery, na żołnierstwo się udał, walcząc przeciw
nieprzyjaciołom narodu swego, w którym stanie mężnie się
sprawując, sławy wielkiej u swych dostał. Jednak w srogości
wojennej wielkie zawsze nad nieprzyjaciółmi miłosierdzie okazywał,
i trzecią im część korzyści i łupów wracał. Potem
rozmyślając, jako królowie i przodkowie jego i na wojnach i w domu
źle ginęli, a iż świat ten jest odmienny i krótki, a cieniem
tylko swym zwodzący, przyzwawszy towarzyszów swoich, powiedział
im: „Dotąd towarzysze mili, światu próżnemu wojnie służyłem,
od tego czasu umyśliłem u zbawiciela mego żołnierzem być, a swe
zbawienie na jego wojnie wysługiwać. Obierzcie sobie wodza, ja już
hetmanem waszym być nie mogę”. Długo mu odradzali, ale on
porzuciwszy zbroję, szedł do Rependonii do klasztoru, i tam się
jako kleryk ostrzygłszy, na zakonne się ćwiczenie P. Bogu oddał.
Trzeźwości służył, żadnej rzeczy nie pił, która by upoić
mogła. I przez dwa lata nauczył się Psałterza, śpiewania, i w
piśmie św. popęd dobry wziął. Był wdzięcznym na twarzy,
bogobojnym, pokornym, mocnym w wierze, cierpliwym w nadziei, i hojnym
w miłości, cichy, a radą mądry, i w słowach ostrożny.
Po
dwóch latach umyślił iść na puste miejsce, a tam doskonalszy
żywot wieść: i wziąwszy od braci dozwolenie, zaniósł się na
jedną wyspę, Kronlandem nazwaną, na której nikt mieszkać przez
nagabanie diabelskie nie mógł. On z dwoma towarzyszami w imię
Pańskie w dzień Bartłomieja św. do niej przyjechał, i mieszkanie
a obronę swoją temuż św. Bartłomiejowi polecił. Postawiwszy tam
sobie chałupkę, chleba tylko jęczmiennego, pijąc wodę nieczystą,
raz na dzień wieczór pożywał, a skórami niewyprawnymi ciało swe
pokrywał. Począł tedy czart z nim walczyć, i skusił go tak
srodze, dziwne mu rzeczy na myśl przywodząc, a ów żywot
odradzając, tak bardzo i długo, iż już rozpaczając, wyjść
chciał. Ale go P. Bóg przez przyczynę św. Bartłomieja osobliwie
obronił, i lecącego podparł, bo mu się ukazał Bartłomiej św.,
mówiąc: trzeba mężnie walczyć, a nie dać się pokusom obalać.
Bogu dufaj, a trwając w przedsięwzięciu twoim, czekaj po pokusach
pociechy. Jam się modlił za cię, aby wiara twoja nie ustawała. Od
tego czasu był spokojny, a owego czarta, od Pana Boga posilony,
podeptał.
Gdy
z jednej strony czart wygrać nie mógł, do drugiej się rzucił.
Posłał do niego jakoby dwóch aniołów, którzy mu radzili, aby
posty większe czynił – takie jakie owi święci ojcowie w Scetym,
albo jak Eliasz i Mojżesz. Czart na to gonił, aby nic nie jadł, a
postem się długim umorzył. Bo za niemiarowym i nierozumnym postem
ciało zemdleje, duch ustanie, smak w modlitwie zginie, robota i
posługa traci się, i do bogomyślności serce podnosić się nie
może, a oczy duszne w rozmyślaniu rzeczy Boskich ślepną. Lecz ów
żołnierz Chrystusowy zrozumiał, iż to był nieprzyjaciel, i
wzywając Chrystusa, zaśpiewał: „Powstań Boże, a niech się
rozproszą nieprzyjaciele Twoi. Niech uciekną, którzy Cię
nienawidzą”. Z tym czarci wrzeszcząc, po powietrzu uciekali, a
św. Guthlakus już się na ich chytrościach znał, i ostrożnie
postępował.
Na
koniec dziwnej rzeczy nad św. Guthlakiem Pan Bóg czartom dopuścił.
Po małym czasie w nocy niezliczona rzecz czartów straszliwych
przyleciawszy, porwali go z komórki, i związawszy, w błotach go i
bagnach głębokich topili, a potem po cierniu i krzewiskach gęstych
włóczyli, i bili go srodze, śmiercią mu grożąc, a mówiąc, aby
ich dzierżawie dał pokój, a z wyspy owej poszedł. A on mężnym
sercem nic się nie bał, ani im tego obiecywać chciał, ale
wzywając Chrystusa, mówił: „Oglądać się na Pana będę, a On
na prawicy mej stanie, abym nie zginął”. Żelaznymi biczami siec
go poczęli, skrzydłami swymi męczyli, i pod obłoki podnosząc,
gdzieś go w północne strony zanieśli. Tam w straszliwych
ciemnościach postawiony będąc, przyleciał do niego niezliczony
drugi diabłów brzydkich poczet, którzy go porwali, i męcząc,
nieśli go do wrót piekielnych. Poczuł św. Guthlakus smród
piekielny i pałające siarczyste płomienie, i myślał sobie, iż
to co już ucierpiał, jako nic nie jest przeciw owym mękom na które
patrzał. Bo widział wichry ogniste, i rzeki jakieś z gradem
lodowatym straszliwe i czarne. Widział z wielką swoją żałością,
między owymi siarczystymi płomieniami i wichrami i iskrami, ludzi
cierpiących, i inne niewymowne katowania, a czarci się z nich
naśmiewali głosami owymi brzydkimi, i wołali na św. Guthlaka:
„Oto cię już tu wrzucimy na wieczne męki, przeto iż śmiałeś
nachodzić na miejsca nasze”. A on wszystko skromnie cierpiąc do
Pana Boga wołał: „Panie Boże, w Tobie tylko nadzieja moja”. I
ukazał mu się św. Bartłomiej Apostoł w wielkiej światłości,
przed którą czarci wszyscy uciekli. Ale na nie Apostoł św.
zawołał, rozkazując, aby go odnieśli bez szkody, tam skąd go
wzięli. Co gdy już pięknie i bez urazu czynili, słyszał głos
śpiewających aniołów: „Pójdą święci z cnoty w cnotę, a Bóg
bogów w Syjonie widziany będzie”. Wtedy zwyciężywszy owych
nieprzyjaciół, na swym miejscu mąż Boży zdrowy stanął, i po
tej trwodze był daleko pokorniejszy, i w służbie Bożej gorętszy,
mężniejszy i ostrożniejszy.
Jeszcze
czarci jednej drogi nań użyli. Towarzysza jego, Bertelina kleryka,
tak nań pobudzili i skusili bardzo, iż go miał wolę zabić. A P.
Bóg ową jego złość objawił św. Guthlakowi, i zawoławszy go,
rzekł: „Bracie, umyśliłeś to a to, w ten czas i na tym miejscu,
zabić mnie chcesz?” A on widząc, iż serce jego widzi, bardzo
żałować grzechu swego począł, i przepraszał go z płaczem. A
św. Guthlakus rad mu odpuścił, i w łaskę przyjął. Potem był
mu bardzo ten Bertelinus wierny aż do śmierci, i owego ręką swoją
do grobu włożył. Jeszcze i drugi raz nań szatani przyszli, tak iż
wszystka owa wyspa drżała, i ukazali się mu na oko w osobie
wszystkich bestii najstraszliwszych i najplugawszych i
najjadowitszych. Były tam lwy, niedźwiedzie, słonie, wieprze,
byki, tury, smoki itp., a on bezpiecznie krzyżem się świętym
żegnając, do nich mówił: „Czarci przeklęci, na jakie sprośne
osoby bestialskie swoją pychą przyszliście, iż się Bogiem czynić
chcieliście? Ubogie sługi Chrystusowe ze swą szkodą
prześladujecie, bo im je więcej kusicie, tym im więcej zapłaty, a
sobie potępienia przyczyniacie. Bierzecie na się te obłudne
maszkary i twarze jakie chcecie. Jam tego pewien, iż ani śmierć,
ani żywot, ani miecz, ani anioł oddzielić mnie od miłości
Chrystusowej nie może. Tak owe wszystkie obłudności czartowskie i
postrachy przepadły.
Na
rozkazanie św. Guthlaka ptactwo i ryby i zwierzęta do niego
chodziły – cieszył się nimi, i ptakom miejsca na gniazda
rozdawał. Gdy go pytano, jak się go tak ptaki nie bały,
powiedział: „Kto dla Pana Boga światem i ludzkim towarzystwem
wzgardzi, nie tylko bestie, ale aniołowie mu są ku pociesze”.
Wsławiony żywot jego wiele ludzi do niego przypędzał z rozmaitymi
potrzebami. Wyganiał czarty, smutnych cieszył, grzesznych do pokuty
przywodził. Pasem jego opętany opasany, ku zdrowiu przyszedł i
diabła zbył. Jednemu, który miał nogę cierniem ciężko
przekłutą, skoro swoją nań włosiennicę włożył, cierń z nogi
wypadł, i rana się prędko zgoiła.
Eburda,
córka króla Adulfa, panna i ksieni klasztorna, posłała mu grób
ołowiany, prosząc aby w nim ciało swe położyć kazał. A pytała
go, kto by jego żywota i cnót potomkiem być miał. On z trudnością
grób przyjął, a o potomku powiedział, iż jeszcze poganinem jest,
a rychło już do chrztu świętego przyjdzie, i tak się stało. Bo
Cissa niejaki nowo ochrzczony na jego miejsce nastąpił. Także
niejakiemu Ethelbaldowi od króla Konrada z królestwa wygnanemu,
który go tam często nawiedzał, jego się modlitwie polecając, na
jego pociechę (bo go bardzo żałował) powiedział, iż rychło
król umrzeć, a on na królestwo wstąpić miał, co się po śmierci
św. Guthlaka w kilka lat spełniło. Gdy czas śmierci jego
przychodził, będąc od Pana Boga przestrzeżony, zawołał
Bertelina swego, i powiedział mu o bliskiej śmierci swej, prosząc
aby siostrę jego, Begę od niego pożegnał, powiadając, iż się
dlatego tu na świecie z nią widzieć nie chciałem, abym w niebie
wiecznie na nią patrzeć mógł. Pytał go Bertelinus poprzysięgając
na Boga, aby prawdy nie taił: „Jak – powiada – z tobą tu na
pustynię przyszedłem, często z tobą kogoś gadającego słyszałem,
którego nigdy widzieć nie mogłem”. A on mu powiedział: „Iż
już idę na ów świat, mogę ci się z tego zwierzyć, iż mi Pan
Bóg dał anioła swego, który mnie tu na puszczy sprawował i
przestrzegał, i rzeczy mi prorockie i przyszłe oznajmiał. Ale ty
tego taj, a nie opowiadaj, chyba że siostrze mojej, Bege i Egbertowi
pustelnikowi”. Widział ten Bertelinus od północy światłość w
komórce jego. A gdy już słońce wschodziło, zawołał na
Bertelina mąż święty: „Już idę do Chrystusa”. I ściągnąwszy
w górę ręce i oczy, ten świat pożegnał. Osiem lat był
żołnierzem świeckim, a piętnaście Chrystusowym. Żył lat
czterdzieści i siedem. Cudami po śmierci także uwielbiony od Pana
Boga jest. A wyspę ową, nastawszy na królestwo Ethelbaldus,
duchowieństwu i inne ziemie darował, i klasztor tam i kościół
zbudował, na pamiątkę proroka swego, Bogu nieogarnionemu i w
świętych swoich chwalebnemu, któremu pokorny pokłon na wieki
wiekom. Amen.